Reklama

Rodacy w Nowym Jorku

Gazeta CWA
12/01/2023 10:40

Wąbrzeźnianie są wszędzie i w każdym czasie. Przy okazji mundialu widzieliśmy reprezentację naszego miasta w Katarze. Kilku naszych ziomków mieszka na stałe w największym mieście USA.

Nowojorczycy zechcieli się podzielić z nami wrażeniami z okresu okołoświątecznego, który jako taki nie jest łatwy. Wszyscy zgadzają się w jednym – nie sposób porównać atmosfery świąt w wydaniu amerykańskim z tą, która pozostała w sercu. Rozmach i splendor w obchodzeniu Bożego Narodzenia w New York – jak podają nasi rozmówcy – powodują jeszcze większą nostalgię i wspomnienia przeżyć świątecznych w kraju.

Nie ma się czego czepiać, mówi pierwszy mieszkaniec Nowego Jorku. – Wszystko jest pięknie i wydaje się chwilami, że aż za bardzo. Wielkie choinki z tysiącami światełek są w każdym ważniejszym miejscu, ale pomimo swojego przepychu nie pachną tak jak te polskie, w rodzinnych domach. Co z tego, że wszystko jest na bogato, kiedy zarazem bezosobowe i obce. Bywałem na Times Square w dzielnicy Midtown, w okręgu Manhattan, na skrzyżowaniu Broadway i Siódmej Alei w ostatni dzień roku i w tłumie ludzi wcale nie czułem się dobrze. Na początku mojego pobytu w Stanach robiło to jakieś wrażenie. Z czasem bardzo bladło. Wiem też, że się czepiam nie wiadomo czego. Nie przyjechałem tu na zesłanie i za karę. Sam wybrałem sobie taki los, a w grudniu jest tu chyba najtrudniej – zauważa mężczyzna.

– Mieszkam w Nowym Jorku ponad 20 lat i nie wyobrażam sobie innego miejsca do życia dla mnie – informuje obywatelka USA polskiego pochodzenia.

– Przyzwyczaiłam się już dawno do innego traktowania zwyczajów świątecznych i obchodzenia się z nimi. Zamiast łamania się wigilijnym opłatkiem w gronie rodzinnym tu wystarczy wykonać zdawkowy telefon i wszystko jest ok. Nie ma czasu na sentymenty, bo najważniejszą wartością w życiu jest dolar. Im ich więcej, tym sukces bardziej spektakularny we wszystkich aspektach życia zawodowego i osobistego. Na początku trudno jest to zrozumieć, ale z czasem wydaje się być takie podejście do życia najsensowniejsze. Bez pieniędzy w odpowiedniej kwocie na koncie nic nie znaczysz. Nikogo nie obchodzi, co myślisz, jakie masz możliwości – jest tylko jedno zaszufladkowanie – ile jesteś wart? Na tej podstawie można budować znaczące relacje biznesowe i towarzyskie. Kto nie potrafi się pogodzić z takim traktowaniem jest w zasadzie przegrany. A im więcej porażek, tym większa tęsknota za Polską – dodaje nasza rozmówczyni.

Trzecia i ostatnia osoba pochodząca z Wąbrzeźna, która spędziła w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej łącznie 10 lat, w czterech kolejnych wyjazdach do Nowego Jorku, Filadelfii i Chicago wypowiada się w nieco innym tonie.

– USA są krajem, w którym można wszystko, bez względu na pochodzenie w tym wielkim konglomeracie kultur i narodowości. Mit „od pucybuta do milionera” jest osiągalny dla każdego. To kraj z przyszłością dla ludzi przedsiębiorczych, zdeterminowanych i konsekwentnych. Możliwości rozwoju są nieograniczone. Trzeba też zrozumieć, że dolar jest bożkiem i wartością samą w sobie. Nie ma miejsca na sentymenty. Chcesz zaistnieć – musisz się dostosować, a wszelkie sentymenty i tęsknoty głęboko schować. Słowianom nie jest lekko, przynajmniej na początku, bo sposób traktowania tradycji i wszystkiego z tym związanego jest skrajnie różny od tego, w czym zostali wychowani. Żeby odnieść sukces zawodowy i być na odpowiednim poziomie w amerykańskim społeczeństwie, trzeba zapomnieć o korzeniach i pochodzeniu narodowym. Kto tego nie potrafi, a jest to duży procent ludzi, ten czuje się przegrany i nie na miejscu. Najgorsze jest to, że nie wszyscy mogą rzucić swoje życie w USA i wrócić do kraju, a to powoduje stany depresyjne i wszystkie związane z tym konsekwencje. Do tego ostatni świąteczny atak zimy z zaspami do 2 metrów w wielu stanach, powodujący mnóstwo ofiar śmiertelnych, jest niekoniecznie faktem przemawiającym do pozostania w tym kraju, ale nie stanowi też i imperatywu, by z niego wyjechać – przyznaje kobieta.

Można by przywołać powiedzenie, że „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, odpowiedzieć natychmiast inną maksymą „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. – Przysłowia mają to do siebie, że dobrze brzmią, ale ich sens trzeba niekiedy sprawdzić praktycznie – stwierdza aktualna mieszkanka Filadelfii.

Nasi rozmówcy witali 2023 rok aż dwa razy. Najpierw zdalnie w Polsce, podczas rozmów telefonicznych i drugi raz u siebie, 6 godzin później.

B. Walas

Fot. nadesłane

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wabrzezno-cwa.pl




Reklama
Wróć do