
Po naszym ubiegłotygodniowym artykule o kłopotach jednego z mieszkańców Niedźwiedzia (Na wodę nie ma mocnych? CWA nr 04/2018) otrzymaliśmy list od pana Andrzeja Pawłowskiego, właściciela domu niszczonego przez wodę. Przesyła w nim dodatkowe wyjaśnienia nt. przyczyny swoich problemów
[Ubiegłotygodniowy tekst możecie przeczytać TUTAJ]
Winien przydrożny rów
– Dom, w którym mieszkam kupiłem dwadzieścia lat temu. Po jego wyremontowaniu i odwodnieniu nigdy w piwnicy nie było wody. Jeżeli chodzi o wodę, która obecnie napływa do piwnicy, to dostaje się ona tam z rowu przy drodze powiatowej. Stan wody w rowie jest zbyt wysoki. Jednak istnieje możliwość jego obniżenia o 50 centymetrów. Kilka lat temu sąsiad przerabiał wjazd i podniósł go do takiej wysokości, że woda nie ma ujścia. W listopadzie 2017 r. pan Bas poinformował moją żonę w rozmowie, że istnieje możliwość odprowadzenia wody, która mnie zalewa, do rzeki Drwęcy. Można ją poprowadzić w stronę sąsiada, do ścieku wodnego, który prowadzi do strugi Wawrzonki i dalej do Drwęcy. Jednak sąsiad to wszystko blokuje. Wykonana ostatnio praca przez zarząd dróg powiatowych okazała się zbędna i doprowadziła do tego, że szambo sąsiada spływa w stronę mojego domu. Czy tak wygląda prawo wodne? Wilgoć w moim domu jest nie do zniesienia. Mieszka ze mną mama (z 1 grupą inwalidzką), chora żona i ja (z 2 grupa inwalidzką). W perspektywie będziemy musieli mieszkać w garażu lub pod mostem? Czy tak nasze państwo dba o starszych i chorych ludzi? – napisał Andrzej Pawłowski.
To sprawa właściciela gruntu
Poproszony o komentarz kierownik Zarządu Dróg Powiatowych w Wąbrzeźnie Krzysztof Bas stanowczo zaprzecza słowom Andrzeja Pawłowskiego.
– Przede wszystkim nigdy nie składałem takich deklaracji, że ZDP zajmie się odprowadzeniem wody z gruntów należących do pana Pawłowskiego. Po raz kolejny powtórzę, że nie jest to naszym zadaniem. A za stan melioracji na własnym polu odpowiada właściciel – mówi kierownik ZDP. – Po interwencjach pana Pawłowskiego przeprowadziliśmy konserwację przydrożnego rowu.
Zrobiliśmy to zresztą w niesprzyjających warunkach, ale wykonaliśmy nawet więcej pracy, niż wymagała tego sytuacja. Wszystko, aby wykazać dobrą wolę w załatwieniu tej sprawy. Sprawdzaliśmy też temat rowu melioracyjnego na gruncie pana Pawłowskiego i okazuje się, iż kilka lat temu rów ten został zasypany – dodaje Krzysztof Bas.
Zdanie kierownika potwierdza prezes Spółki Wodnej z Dębowej Łąki Stanisław Macikowski.
– Pan Pawłowski sam przyczynił się do takiej sytuacji – uważa prezes spółki wodnej.– Oddał w dzierżawę grunt, a później wyraził zgodę, aby rów melioracyjny na tym gruncie został przez dzierżawcę zakryty. A to na właścicielu spoczywa obowiązek pilnowania, aby melioracja była sprawna. Jak w ciągu ostatnich kilku lat było sucho, to problem się nie pojawiał. Jednak ubiegłoroczne opady spowodowały, że wody na polach jest znacznie więcej. Jak melioracja jest niesprawna, to woda i tak znajdzie ujście – dodaje Stanisław Macikowski.
Z kolei technik spółki wodnej Tadeusz Gorząch wyjaśnia, że rozmawiał z Andrzejem Pawłowskim na temat przyczyn jego kłopotów z wodą i tłumaczył, jak sprawa wygląda.
– Woda, która przesiąka do jego domu nie pochodzi z przydrożnego rowu. Nie ma takiej opcji. Raczej z gruntu, ale z drugiej strony budynku, nie od tego rozlewiska. Dreny na polach są zarośnięte, rozjeżdżone przez maszyny rolnicze, to wszystko powoduje, że woda wsiąka w grunt – mówi Tadeusz Gorząch. – Ponadto dysponujemy danymi na temat opadów. W ubiegłym roku od żniw do grudnia na naszym terenie spadło 1m3 wody na 1 m2 gruntu. To wielokrotnie więcej niż bywało wcześniej, bo w ostatnich latach było to średnio 1/3 m3 wody na 1 m2 gruntu przez cały rok – tłumaczy.
Tadeusz Gorząch również zwraca uwagę, że do obecnego stanu przyczynił się właściciel ziemi.
– Jeszcze kilka lat temu pan Pawłowski chciał wymusić na mnie zgodę na przykrycie rowu melioracyjnego, który przebiegał przez jego pole. Jako przedstawiciel spółki wodnej nie mogłem się na to zgodzić. Jedynie gdyby miał wszelkie ustalenia ze starostwem, dokumenty i zgodę wydziału rolnictwa, ochrony środowiska i gospodarki wodnej, to można by tak zrobić. Musiałyby zostać zachowane różne wymagania, np. odpowiedni spadek odpływu itd. Ten rów nie powinien zostać przykryty. Kiedy pan Pawłowski wydzierżawił, a potem sprzedał ziemię, to nowy właściciel doprowadził do zasypania, ale on nie protestował. Niby przed przykryciem tego rowu zostały zrobione odpowiednie połączenia do przepustu pod drogą, ale ja tego nie widziałem – zaznacza technik spółki wodnej.
Tadeusz Gorząch zwraca uwagę na ogromne znaczenie, jakie ma odpowiednie przeprowadzanie prac melioracyjnych i właściwe utrzymanie infrastruktury. Dodaje, iż po latach suchych nadeszły obfite opady i teraz szerzą się problemy.
– Niektóre obiekty melioracyjne mamy jeszcze z 1906 roku. A zdarza się, że korzystamy z dokumentacji nawet z 1897 roku. Tam wszystko jest dokładnie opisane. Każda, nawet najcieńsza rurka. Kiedyś tych spraw bardziej pilnowano – podkreśla.
Według pracownika spółki wodnej jedyny sposób na rozwiązanie problemów Andrzeja Pawłowskiego to odtworzenie omawianego rowu melioracyjnego. Ale nie jest to ani proste, ani tanie.
– Spółka nie zajmuje się odwadnianiem budynków, tylko pól. Sprawę musi więc załatwić właściciel. Myślę, że może to kosztować nawet 50 tys. złotych – ocenia Tadeusz Gorząch.
Krzysztof Zaniewski
fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Taka jest prawda, sam sobie Pan Pawłowski narobił tego bagna obok domu i w domu!!! A teraz próbuje wymusić pomoc. Posiada drugie gospodarstwo i tam może się przeprowadzić, a nie do garażu! O tym też wszyscy wiedzą.