
W nocy z 26 na 27 listopada 2019 roku podpalony został w Czystochlebiu drewniany domek należący do rodziny Kulusów. Pomóż nam znaleźć sprawcę pożaru!
Przejezdni, wjeżdżając do Wąbrzeźna od strony ronda Toruńskiego, muszą minąć graniczące z miastem gospodarstwo agroturystyczne z noclegami. W posiadłości tej mieszka Edward Kulus z żoną i pięcioletnią córką Agatką. Swoją działalność rekreacyjno-agroturystyczną prowadzi w Czystochlebiu z powodzeniem od piętnastu lat. Przy gospodarstwie tym wąska, polna droga wiedzie nas do oddalonej o cztery kilometry polany w samym sercu czystochlebskiego lasu. To tutaj Edward Kulus zamierzał rozbudować swój interes, konstruując w malowniczej okolicy drewniany domek. Wokół nowopowstałego obiektu miały odbywać się już wkrótce konne przejażdżki, podczas których goście gospodarstwa agroturystycznego podziwialiby najpiękniejsze atrybuty lasu – biegające wokół sarny i zające.
– Domek był spełnieniem moich marzeń, moim oczkiem w głowie – wspomina Kulus. – Sam go wybudowałem, wykończyłem ze 130-letnich drewnianych belek. Wnętrze domku było bajkowe. W Zakopanem tak nie ma.
Drewniana konstrukcja stała się bardzo ważną dla czystochlebskiego przedsiębiorcy motywacją życiową. Edward Kulus codziennie odwiedzał z rodziną swoją polanę. Spacerował po niej z ukochanym psem, podziwiał naturę z bliska, która dobrze wpływała na jego zdrowie i samopoczucie. Przyjemność sprawiało mu spędzanie czasu w domku. Rano pijał w nim kawę, w chłodne wieczory rozpalał ogień w kominku.
Trudno więc uwierzyć, że z dnia na dzień bajkowa enklawa Kulusów stała się gorzkim wspomnieniem. Do pożaru drewnianego domku doszło w nocy z 26 na 27 listopada 2019 roku. Od tamtej pory sprawca zdarzenia jest nadal poszukiwany przez wąbrzeską prokuraturę.
Kto podpalił drewniany domek?
Edward Kulus przyznaje, że postanowił opowiedzieć czytelnikom Tygodnika CWA swoją historię ku przestrodze. Chciałby, aby inni mieszkańcy naszego powiatu mieli świadomość, że tak dotkliwa tragedia może spotkać każdego z nas.
Wąbrzeska prokuratura bada sprawę pożaru od listopada minionego roku. W wyniku wnikliwej analizy udało się ustalić, że do rozprzestrzenienia się ognia na terenie drewnianej posesji rodziny Kulusów przyczyniły się osoby trzecie. Jak dowiadujemy się z dokumentu sądowego sporządzonego przez biegłego sądowego Grzegorza Borowika, „przyczyną spalenia budynku było podpalenie uprzednio wylanej substancji łatwo zapalanej”, którą wysmarowano ściany domku. Według Kulusa podpalacz musiał wcześniej przygotować się do swojego zadania. Prawdopodobnie też nie działał w pojedynkę.
– To musiał być ktoś, kto dobrze znał teren – tłumaczy czystochlebianin. – Podpalacz wiedział, gdzie znajduje się mój domek, wyrwał z niego precyzyjnie elewację. Nie mogę jednak uwierzyć w to, że w ogóle doszło do takiej sytuacji.
Pożar wyniósł straty szacowane na ok. 130 tys. zł. Spłonęło również wyposażenie o dużej wartości sentymentalnej, w tym rodzinne pamiątki. Zniszczeniu uległa założona także miesiąc wcześniej fotowoltaika oraz monitoring. Straty te w dużym stopniu utrudniają poszukiwanie podpalacza.
Pierwsze zetknięcie ze stratą
Edward Kulus doskonale pamięta moment, kiedy po raz pierwszy ujrzał pogorzelisko. Kilka dni wcześniej na polanie zorganizował trening łuczniczy dla kolegów – myśliwych z różnych części Polski. Mężczyźni strzelali z łuku do ustawionych wokół drzew drewnianych makiet leśnych zwierząt. Sam Kulus jest długoletnim myśliwym łucznikiem. Choć mieszkaniec Czystochlebia zdaje sobie sprawę, że jego pasja może być dla wielu tematem kontrowersyjnym, stanowczo tłumaczy:
– Nie mam sobie nic do zarzucenia, nie kłusowałem nigdy w lesie, nie niszczyłem przyrody. Nie bawi mnie strzelanie do zwierząt z broni, strzelam z łuku. Jest to wielka sztuka. Aby upolować zwierzę, należy do niego podejść na odległość od 15 do 20 metrów. Takie umiejętności zdobywa się poprzez długoletnią praktykę. Wydaje mi się jednak, że tego rodzaju działanie jest bardziej etyczne. Daję zwierzęciu szansę na ucieczkę.
Po nocnym pożarze niczego nieświadomy Kulus udał się do domku, by jak co dzień delektować się pięknym widokiem natury. Mężczyzna przyznaje jednak, że już w drodze na polanę towarzyszyły mu złe przeczucia, gdyż nie mógł z oddali dostrzec dachu drewnianej konstrukcji, który zawsze wynurzał się między koronami leśnych drzew.
– W pierwszej chwili pomyślałem, że ktoś jakimś nadzwyczajnym sposobem ukradł mi po prostu mój drewniany domek – mówi Kulus. – Kiedy wyszedłem z samochodu, moim oczom ukazało się pogorzelisko. Dotykając w rozpaczy szczątków tego, co z mojego domku zostało, odkryłem, że spalony stos drewna był już ostygły. Dzień wcześniej moja konstrukcja jeszcze stała. Oznaczało to, że do pożaru domku musiało dojść w nocy. Straż pożarna stwierdziła, że taki obiekt mógł się palić około trzy godziny.
Byłeś świadkiem? Pomóż!
Choć sprawa wydaje się trudna do rozstrzygnięcia, Edward Kulus nie traci nadziei na jej pozytywne rozwiązanie. W sądzie szuka sprawiedliwości nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla swojej rodziny, która również nie może pogodzić się ze stratą tak cennego sentymentalnie obiektu.
– Przez pierwsze dwa miesiące po pożarze nie byłem w stanie normalnie funkcjonować – przyznaje Kulus. – Nie mogłem w nocy spać, nękały mnie koszmary. Wciąż śniło mi się pogorzelisko. Wreszcie udałem się po pomoc do psychiatry. Wiem, że z powodu spalonego domku cierpię nie tylko ja, ale cała moja rodzina.
Najtrudniej o utracie domku opowiedzieć najmłodszej córce, dla której drewniany obiekt był ukochanym miejscem zabaw. Do dziś dziecko nie wie o pożarze. Wierzy rodzicom, że potężna wichura połamała drzewa w lesie, przez co droga do polany przez jakiś czas będzie nieprzejezdna. Pięcioletnia Agatka staje się jednak coraz starszą i bardziej świadomą dziewczynką, dlatego też z każdym dniem trudniej będzie utrzymać rodzicom informację o pożarze w tajemnicy. Edward Kulus zapowiada już, że odbuduje drewnianą konstrukcję. Chce jednak, by sprawca podpalenie został jak najszybciej schwytany.
Póki co znany jest sprawie Kulusów jeden świadek mieszkający 600 metrów od polany, który słyszał z nocy 26 listopada na 27 listopada 2019 roku wybuchy butli z gazem, kiedy drewniany domek płonął. Rodzina z Czystochlebia nadal poszukuje jednak osób, które wiedzą coś więcej o sprawcach pożaru. Kulusowie przewidują dla świadków zdarzenia nagrodę.
Ci, którzy chcą pomóc sprawie, mogą się z nami kontaktować, pisząc wiadomość emailową na adres: olagoralska.97@wp.pl.
(olagoralska), fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie