Reklama

Wspominają kino Bałtyk

Gazeta CWA
08/06/2023 08:52

Zapowiedź modernizacji sali widowiskowej w Wąbrzeskim Domu Kultury spowodowała falę wspomnień dotyczących nieistniejącego już kina „Bałtyk”.

Dzisiaj w tym miejscu, przy ulicy 1 Maja jest placówka handlowa, która z filmoteką nie ma nic wspólnego. Starsi wąbrzeźnianie wspominają z sentymentem „Bałtyk”. Szukając informacji o tej instytucji i daty jej zamknięcia, udało nam się znaleźć wpisy z 2002 roku kinomanów, którzy wymieniali się spostrzeżeniami na temat tego kina. Warto wrócić do tamtych czasów, choćby ze względu na odnalezione posty, w których gość: „maciej” porównuje Bałtyk z WDK.

„Zdecydowanie Bałtyk, chociaż pamiętam, że gdy byłem smarkaczem, to nie chcieli mnie wpuścić na „Wejście Smoka”. Mimo to wybieram Bałtyk, to było prawdziwe kino, a w WDK była tylko sala przystosowana do oglądania filmów” – wpis ten i następne pochodzą z roku 2002.

Kolejny post brzmi: „Kino Bałtyk w czasie mojego dzieciństwa to była prawdziwa magia. Do dziś pamiętam, że po przedarciu przez bileterkę biletu w drzwiach, przekraczając próg sali kinowej, czuło się jakiś specyficzny zapach. Nie wiem czy to był zapach foteli, czy też podłogi wysmarowanej tym czarnym świństwem. Zapach ten towarzyszy mi... do dziś i kojarzy się właśnie z kinem Bałtyk. Tak czy inaczej były to niezapomniane godziny spędzone w mroku, podczas gdy na ekranie szły radzieckie filmy typu „Świat się śmieje” czy piękna bajka jakie tylko Rosjanie potrafili robić – „Konik garbusek”. Czy to kino jeszcze istnieje? Jeśli tak to może po strusiowym grillu na planowanym spotkaniu forumowiczów poszlibyśmy na jakiś seansik do Bałtyku!”

„KANGOOR” z Olsztyna pisze w swoim poście: „Macie rację. Najlepszym kinem w Wąbrzeźnie był Bałtyk. Ten klimat, ale w WDK można było zobaczyć filmy, które przedtem leciały w Bałtyku. Pamiętam, że na „Imperium” byłem z kolegami chyba z osiem razy. A jakieś 7 lat temu, kiedy nie istniało już kino Bałtyk, jedyną alternatywą były seanse filmowe w WDK. Filmy pojawiały się przynajmniej z półrocznym opóźnieniem do premiery („Królowa Margot” ponad rok), a ja mimo to chodziłem do kina i pamiętam seanse, na których bywało 8 osób (minimum), żeby wyświetlić film. Ech wspomnienia. Jeszcze wrócę do Wąbrzeźna”.

Gość „Figo” pisze: „Bałtyk to zdecydowanie było kino z prawdziwego zdarzenia. Pamiętam jak na „Wejście Smoka” przerabiałem legitymację szkolną, żeby mnie wpuścili. Na „Powrót Jedi” potrafiłem zaliczyć dwa seanse w ciągu jednego dnia. Żeby kupić bilet, trzeba było iść 2 godziny wcześniej, aby uniknąć miejsc „fryzjerskich” w 1. rzędzie. I tak trzeba było swoje odstać w kolejce. To były czasy. Super Potwór (Żółw Gamera), Karatecy z Kanionu Żółtej Rzeki, Klasztor Shaolin itp”.

Gość „maciej” w odpowiedzi na powyższy post pisze: „A ja pamiętam jak byłem na Gamerze, to jak Gamera wygrywała, całe kino klaskało. Wiocha, ale tak było. Teraz te klimaty wspominam z łezką w oku”.

„Hubert” dodaje: „Po kinie Bałtyk zostało tylko wspomnienie. Miało ono zawsze wszystkie przeboje, pomimo mało atrakcyjnej sali (twarde drewniane krzesła). Prawdą jednak jest, że idąc do kina, to było coś i ten dreszcz (wpuści, czy nie wpuści), bo wówczas jeszcze trochę lat brakowało, a tego tam szczególnie pilnowano, może dlatego, że było chętnych więcej niż miejsc. To był klimat, prawda?”

Gość „maciej” odpowiada: „A ja pamiętam jeszcze jak można było iść do góry do projektowni – do starego Santka, zobaczyć dany film, gdy pani przy wejściu nie chciała wpuścić do kina. Co to były za czasy. W kasie sprzedali ci bilet, a na salę nie wpuścili i w dodatku nie oddali kasy. U Santka to patrzyło się przez małe okienko, a jak było kilku chłopaków, to dopiero była jazda. Trzeba było się przepychać, aby być przy okienku, bo miejsca było mało. Santek cały czas nas uspokajał.”

Gość „NIN” stwierdził w swoim wpisie, że Bałtyk był po prostu prawdziwym kinem.

Goście „Maciej”, „Hubert” i inni wymieniali się swoimi wrażeniami dawno temu. I mieli chyba rację, bo współcześni rozmówcy wypowiadają się w podobnym tonie.

„Będąc nastolatką, biegłam prawie przez całe miasto na randkę do kina Bałtyk przy ulicy 1 Maja i to prawie na jej końcowym odcinku w granicach miasta, żeby spotkać się z wymarzonym chłopcem, który zaprosił mnie na film. Takie zaproszenie bywało dwuznaczne, bo dowcipy w tamtym czasie rozróżniały pójście na film od zaproszenia do kina. Pomimo różnego odbioru pozostawiały pełną swobodę i kontrolę nad przebiegiem spotkania. Film, kino, chłopak – brzmiało cudnie, więc byłam o umówionej godzinie przed Bałtykiem. Tam była szczególna i niezapomniana atmosfera, która pozwalała się zakochać. Tak stało się w moim przypadku i gdyby ktoś zechciał reaktywować kino „Bałtyk” to jestem za!”

Kolejna rozmówczyni mówi: „Bałtyk to moje pierwsze spotkania z kulturą. Sąsiad zabierał mnie jako najlepszą koleżankę jego córki na poranki filmowe, które odbywały się w każdą niedzielę o godzinie 11.00 właśnie w kinie Bałtyk. Karol May i ekranizacje jego powieści to był hit w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Bardzo podekscytowana i z rumieńcami na twarzy oglądałam przygody cudownego Indianina i jego szlachetnego przyjaciela. Wiele lat później zrozumiałam dowcip związany z odpowiedzią Jasia na pytanie nauczycielki: kto jest jego najlepszym przyjacielem. Odpowiedź brzmiała, że Lenin i jednocześnie wiązała się z przeprosinami Jasia kierowanymi do fotografii Winnetou trzymanej pod ławką i słowami usprawiedliwienia, że biznes is biznes. W tamtych czasach dowcip ten był totalnie na rzeczy. Rusyfikacja, wielki brat, etc. Kto tego nie przeżył, nie wie jakie były to wredne realia. Natomiast poranki filmowe w Bałtyku miały swoją oprawę i wyjątkową atmosferę. Kierowniczką kina była pani Anna Kopyciok – ona właśnie potrafiła tak dobrać repertuar kina, że nawet w dziwnych latach można było znaleźć coś dla siebie lub swoich dzieci. Miała artystyczną duszę i w bezpośrednim kontakcie z klientami kina przez nią prowadzonego wpływała w przedziwny sposób na swoich rozmówców, którzy w tej relacji więcej zyskiwali niż byli sobie w stanie uświadomić”.

„Kinoman wąbrzeski” twierdzi, że: „W latach po połowie XX wieku nie było potrzeby tworzyć klubów DKF, bo odbywały się one naturalnie przed wejściem do sali kinowej na kolejny seans. Rozmowy o wartości filmu odbywały się w holu kina, gdzie pani kierownik Anna Kopyciok nie szczędziła swoich uwag odnośnie wszystkich aspektów prezentowanego dzieła i chętnie słuchała opinii widzów na temat obejrzanego tytułu. Nie było potrzeby tworzenia dyskusyjnego klubu filmowego, bo miał on miejsce permanentnie – przed i po każdym seansie filmowym. Godzinami dyskutowało się z panią kierownik i między sobą o wszystkich zaletach i niedoróbkach wyświetlonego filmu. Co więcej, nawet jeśli znalazło się więcej negatywów produkcji filmowej zaprezentowanej dopiero co – to i tak warto było to przedyskutować, bo dzięki temu miało się bardziej wszechstronne spojrzenie na filmotekę jako taką. Wracając do tamtych lat pod egidą Bałtyku, muszę stwierdzić, że nie spodziewam się spotkania jeszcze kiedykolwiek takiego kinomaniaka jakim była Anna Kopyciok. Nie zdarzało się, żeby stojąc w kolejce po bilet, nie spotkać kierowniczki kina, która rozmawiała z każdym klientem, dzieląc się istotnymi uwagami na temat wyświetlanego obecnie filmu i spodziewanych tytułów w najbliższym czasie. Bez względu na komfort odbioru kinowych tytułów w sali widowiskowej WDK (były miękkie fotele), nie zapomnę atmosfery sprzed lat związanej z Bałtykiem. I nie będę zrzucać sentymentalnej wypowiedzi na lata mojej młodości. Wiadomo, że wrażenia z młodości są zawsze najlepsze, łącznie ze skojarzeniami z muzyką i filmami, ale nie przesądza to o ich sensowności. Wręcz przeciwnie, można współczuć młodszym pokoleniom, że nie dane im było poczuć czegoś tak wyjątkowego.”

Pracownica Bałtyku z tamtych lat wspomina jak kinooperator odbierał taśmy filmowe z dworca Wąbrzeźno-Miasto (też już nie istnieje – red.) i biegł swoim wejściem do kabiny kinooperatora, by przygotować się do wyświetlenia filmu. Ludzie przychodzili na długo przed projekcją. Często oczekiwali na rozpoczęcie seansu w pobliskim małym parku z fontanną. Przed i po seansie miały miejsce rozmowy na temat fabuły, jakości i przesłania filmu w kulturalny i pełen zaangażowania sposób. Te czasy wydają się idylliczne. Może stąd bierze się tak wielki sentyment do kina Bałtyk. Poza tym w sali kinowej było aż 400 miejsc. Wynikało to z faktu drewnianych krzeseł, które nie zajmowały tyle miejsca co obecne fotele.

Trudno nie zgodzić się z powyższymi wypowiedziami. Czasy młodości zawsze mają istotne miejsce we wspomnieniach. Jednak kultura wypowiedzi i zachowania ludzi z tamtych czasów nie mają żadnego przełożenia na teraźniejszość. Może właśnie ten fakt tłumaczy sentyment do czasów sprzed 20 i więcej lat, a to powoduje ogromną tęsknotę za przeszłością i kinem Bałtyk, które było niejako kolebką kultury w naszym mieście.

Kino Wąbrzeskiego Domu Kultury przetrwało i jeśli zapowiadana modernizacja wpłynie na jakość emisji i odbioru przez widzów seansów filmowych, pozostaje tylko się cieszyć. Duży ekran i atmosfera w sali kinowej zawsze wygra z opcją obejrzenia filmu w domu, bez względu na super oferty różnych platform filmowych, które nie zapewnią atmosfery i klimatu takiego jaki ściągał kinomanów do Bałtyku.

Tekst i fot. B. Walas

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wabrzezno-cwa.pl




Reklama
Wróć do