
Operacja się udała, tylko pacjentka nie może wyzdrowieć? – do takiego wniosku prowadzi historia mieszkanki Wąbrzeźna Barbary Horodeckiej. W sierpniu na oddziale chirurgicznym Nowego Szpitala pacjentka przeszła operację usunięcia pęcherzyka żółciowego. Dzisiaj nie może wstać z łóżka, nie ma nawet siły samodzielnie się najeść
Władze szpitala tłumaczą, że leczenie było prowadzone prawidłowo, a każdy zabieg niesie ze sobą ryzyko powikłań czy też niekorzystnego przebiegu choroby. Rodzina nie może pogodzić się z tą opinią, jednak trudno jej znaleźć wyjście z zaistniałej sytuacji.
– Pójście na drogę sądową oznaczałoby ogromne koszty i długi czas oczekiwania na zakończenie sprawy – mówią mąż i córka pani Barbary.
– Rodzice nie są w stanie sfinansować ewentualnego procesu. A ja, powiem szczerze, wolę pomóc w zakupie leków dla mamy, niż angażować się finansowo w prawników – zaznacza Agnieszka Adamczyk. – Poza tym w dokumentacji ze szpitala nie ma zapisu, że mama miała najpierw zabieg laparoskopowy, a dopiero potem była cięta. I że to spowodowało późniejsze problemy. Najpierw rozlali (pęcherzyk żółciowy – przyp.red.), a dopiero potem ją otwierali. Natomiast w papierach napisali totalne bzdury. W karcie informacyjnej jest zapis, że przeprowadzona była tradycyjna operacja, nie wspomina się o laparoskopie. Pacjentka „została wypisana ze szpitala w stanie ogólnym dobrym” – opisuje córka pani Barbary. – 11 sierpnia był wykonany zabieg, a 16 mama wyszła do domu. Zaś 20 sierpnia znowu trafiła na oddział do Wąbrzeźna, bo zaczęła gorączkować, z brzucha zaczęło się lać. Już kiedy odbieraliśmy mamę 16 sierpnia, z rany cały czas się sączyło. Lekarz jednak zapewniał: „Tak musi być, tak musi być!”. W drugiej dobie po operacji mamie wyciągnięto sączek z rany. Zaczęła jednak gorączkować. Tata poszedł więc z nią do lekarza, aby coś zaradził – dodaje pani Agnieszka.
– Żona, kiedy już była w domu, któregoś dnia siedziała na fotelu i z brzucha zaczął wylewać się płyn, zupełnie jakby odeszły jej wody płodowe. Nie mogła wstać z fotela – opisuje pan Horodecki. – Zaprowadziłem ją do łazienki, ale tam tak samo nie dała rady samodzielnie wstać. A z brzucha lało się ciurkiem mówi wstrząśnięty.
– Zawiadomiłem córkę i zaprowadziłem żonę na pogotowie. Tam był fajny lekarz, przyszedł bardzo szybko i pomógł zatrzymać to wylewanie się płynu z rany – mówi mąż pani Barbary.
Historia jak z koszmaru
Bliscy nie mogą jednak pogodzić się z postawą lekarza przeprowadzającego operację pani Barbary.
– Lekarz powiedział np. że mama „jest za tłusta”, że miał przez to kłopot przeprowadzając zabieg – mówi pani Agnieszka. – A przede wszystkim nie uwzględnił faktu, że już lekarz rodzinny przestrzegał, aby nie robić zabiegu laparoskopowo, bo stan mamy na to nie pozwala. Zalecał tradycyjny zabieg – mówi pani Agnieszka.
– Zrobili ze mnie kalekę – dodaje pani Barbara. – Poszłam na własnych nogach, a teraz nie mogę wstać z łóżka – mówi z żalem.
Konieczne leczenie w grudziądzkim szpitalu
Stan pacjentki nie poprawiał się. We wrześniu konieczny stał się wyjazd do szpitala w Grudziądzu.
– Natychmiast jechać na Grudziądz! – powiedział nam lekarz rodzinny po wizycie pielęgniarki w domu i zrobieniu wyników badań krwi – mówią córka i mąż pani Barbary. – W grudziądzkim szpitalu lekarz uświadomił nas, że ponowna operacja jest ryzykowna. Słabe serce mamy stanowiło duże niebezpieczeństwo, poza tym stwierdził bardzo dużą infekcję i mama mogła nie przeżyć operacji. Ale nie mieliśmy już wyjścia. U mamy pojawiły się problemy neurologiczne. Lekarze w Grudziądzu stwierdzili neuropatię, która mogła być spowodowana przez trzy czynniki: albo boreliozę, albo cukrzycę, albo wreszcie była efektem pooperacyjnym. Po badaniach wykluczono kleszcza (boreliozę), wykluczono cukrzycę. Zostało więc tylko jedno wytłumaczenie. Przyczyną było zakażenie pooperacyjne, toksyczne zakażenie wątroby przez wylanie woreczka żółciowego – tłumaczy pani Agnieszka.
Czy wąbrzeski szpital pomoże?
W listopadzie rodzina Horodeckich zwróciła się pisemnie do władz Nowego Szpitala w Wąbrzeźnie, prosząc o zapewnienie pani Barbarze Horodeckiej pomocy rehabilitanta. Bliscy domagali się także zadośćuczynienia od lekarza, który przeprowadzał operację. Zdaniem rodziny „podczas operacji został popełniony błąd w sztuce lekarskiej, który spowodował niedowład kończyn górnych i dolnych, tak zwaną neuropatię układu nerwowego”.
W odpowiedzi prezes zarządu Andrzej Brymora poinformował wnioskodawców, iż w sprawie zostało przeprowadzone szczegółowe postępowanie wyjaśniające. Prezes przedstawił, jak przebiegało leczenie Barbary Horodeckiej w wąbrzeskim szpitalu i zapewnił, że nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. Wskazał, że każdy zabieg niesie ze sobą ryzyko powikłań czy też niekorzystnego przebiegu choroby i o faktach tych pacjent jest zawsze informowany. Zapewnił ponadto, że jest mu przykro z powodu problemów pani Barbary i szpital „zrobi wszystko, aby ułatwić Pani Horodeckiej powrót do zdrowia”.
Szpital podkreśla, że nie ponosi winy.
My również poprosiliśmy władze wąbrzeskiej lecznicy o komentarz do opisanej sytuacji. Marta Pióro, rzeczniczka prasowa Nowego Szpitala, przesłała nam stanowisko zarządu.
– Zarząd szpitala szczegółowo wyjaśniał przebieg leczenia Pani Horodeckiej w szpitalu w Wąbrzeźnie. Wszystkie ustalenia zostały przekazane rodzinie podczas spotkania i nie będziemy publicznie informować o stanie zdrowia i przebiegu leczenia pacjentki. Decyzję o tym, w jaki sposób prowadzone jest leczenie, podejmuje lekarz na podstawie wiedzy, jaką posiada, stanu zdrowia pacjenta, przeprowadzonych konsultacji i badań. Chcielibyśmy zapewnić, że w szpitalu zrobiono wszystko, aby pacjentce pomóc. Jest nam bardzo przykro z powodu zaistniałej sytuacji i zgodnie z ustaleniami z rodziną Pani Horodeckiej, szpital zapewnia pacjentce zleconą przez lekarza prowadzącego rehabilitację w warunkach domowych. W każdej chwili jesteśmy gotowi, żeby odpowiedzieć na wszystkie Państwa pytania – czytamy w piśmie rzeczniczki prasowej.
Rodzina widzi sprawę inaczej
– Co to za wsparcie, jak do zapewnienia pomocy rehabilitanta konieczne jest skierowanie od lekarza rodzinnego? W tym momencie koszty pokrywane są z mamy funduszu. Więc szpital i tak ma za to zapłacone – tłumaczy Agnieszka Adamczyk.
Bliscy pani Barbary nie mogą pogodzić się z tym, co ją spotkało.
– Szpital w Wąbrzeźnie to ostatnie miejsce, gdzie można szukać pomocy. Każdemu będę to powtarzać. Idzie pacjentka, która tylko wymiotuje, jest osłabiona, wymaga jedynie usunięcia woreczka żółciowego, a wychodzi jak roślinka. Bez pomocy innych nic nie jest w stanie zrobić. Nie naje się, nie podpisze. I nikt nam nie potrafi odpowiedzieć czy ten stan mamie przejdzie, czy tak już zostanie? – rozpacza pani Agnieszka.
– Nic nie mogę. Ręce mam tak sparaliżowane, że nawet łyżki nie utrzymam. Nie słuchałam męża, który mówił „tylko nie idź do szpitala w Wąbrzeźnie”. A ja chciałam dobrze i niestety wyszło, jak wyszło – dopowiada pani Barbara.
Lekarz orzecznik ZUS w październiku potwierdził, że Barbara Horodecka jest całkowicie niezdolna do pracy i niezdolna do samodzielnej egzystencji. Za początek tych niezdolności przyjął datę 5 września br.
Krzysztof Zaniewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Witam. W moim przypadku w roku 2016 lekarz Wabrzeskiego Szpitala na pogotowiu zaszły mi 7cm szkło w udzie . Nie bede opisywala calej sytacji ale z opini lekarskiej wynkika ze lekarz moze najpierw popelnic błąd. A to że po jakimś czasie w jakim stopniu to naprawi to wszystko jest ok. Wg mnie wcale nic nie naprawił to tak jakby najpierw odrabał mogę, później ja doszyl . Pomoc otrzymałam w Grudzuadzkim szpitalu. Do dzis zaluje ze nie podalam mojej sytuachi do publicznej wiadomosci . Tego lekarza bede obwiniala do konca życia. Dzjeki jego nieudolności mam niesprawna nogę. Pozdrawiam.
Dzień dobry. Bardzo proszę osobę, która dokonała wpisu odnośnie zaszycia szkła w udzie o kontakt pod adresem biuro@medichelp.pl Jesteśmy firmą, która pomaga osobom, które stały się ofiarami błędów medycznych.
Juz wiele bylo podobnych sytuacji z naszym wspanialym ,, wabrzeskim szpitalem''.Odnosze wrazenie, ze duza czesc osob , bedacych pacjentami, albo z niego niestety nie wychodzi, albo zostaje jeszcze bardziej ,,pograzona" w swojej chorobie( nie wspominajac juz chamstwa ze strony wielu wabrzeskich lekarzy). Smiesza mnie natomiast teksty typy: ,, jest nam niezmiernie przykro, ale nic z tym nie mozemy zrobic" lub ,, zrobilismy wszystko co w naszej mocy". Puste slowa nie sa nic warte, a jedynie dokonane dzialania. Po prostu zenada.