
Mieszkanka naszego regionu, 45-letnia Katarzyna, udostępniła swój dom dla uchodźców wojennych z Ukrainy. Kobieta dzieli się z nami swoimi wrażeniami.
– Pierwsza czteroosobowa rodzina, która była u nas tylko trzy doby, określała się jako ormiańska. Zdążyliśmy się polubić, ale na nawiązanie przyjaźni było za mało czasu. W momencie nawiązania kontaktu z krewnym we Francji i po krótkim odpoczynku wybrali się w dalszą podróż. Teraz mieszka z nami 17-letni Denis spod Kijowa. Jego starszy brat i ojciec walczą z rosyjskim agresorem, a matka chce się nimi opiekować, więc nie wyjechała z nim – mówi Pani Katarzyna.
Nasza rozmówczyni zauważa, że Denis bardzo lubi gotować, ale w newralgicznych sytuacjach prosi o kulinarną poradę swoją matkę. Całe szczęście, że nadal funkcjonuje bez zakłóceń łączność telefoniczna.
– Matka Denisa już kilkukrotnie dziękowała za przyjęcie jej syna do naszego domu. Dla nas to żaden problem, chyba żeby czepiać się odgłosów piłeczki pingpongowej dochodzącej z piwnicy w trakcie międzynarodowego meczu tenisa stołowego pomiędzy naszym synem, a gościem z Ukrainy. Wolę, gdy grają w szachy, bo w taki czas nic nie zakłóca domowej ciszy. Z resztą i tak nie mam żadnych powodów do narzekania, bo większość czasu spędzam poza domem. Wraz z córką jesteśmy wolontariuszkami w pobliskim schronisku dla zwierząt, a teraz trzeba zadbać jeszcze o utrzymanie czworonogów przywiezionych z Ukrainy. Jest więc czym się zająć. I chyba jest to zaraźliwe, bo syn Karol zorganizował w szkole charytatywny turniej tenisa stołowego, z którego dochód w wysokości 200 zł wpłacił na konto pomocy dla Ukrainy – dodaje mieszkanka regionu.
Dopytaliśmy panią Kasię w jaki sposób nawiązała kontakt ze swoimi gośćmi. Odpowiedź padła krótka i konkretna. Zmieściła się w kilku zdaniach maila, którego Kasia otrzymała od koleżanki o następującym brzmieniu:
„Od samego początku byłam na grupie Pomoc Ukrainie, Widzialna Ręka oraz na mapie gościnności i w bazie Domu Ukraińskiego. Ostatnio zadzwonił do mnie Ukrainiec, który jest wolontariuszem i zajmuje się rozwożeniem ludzi po domach. No a później pojawiło się bardzo dużo koordynatorów dzwoniących, by znaleźć kolejne adresy. Starałam się znaleźć wszystkim zakwaterowanie, więc i Ty znalazłaś się na mojej liście. Wiedziałam, że nie odmówisz. Teraz mam w komórce zapisane numery Bohdana, Igora, Iriny, Anatolija – nieznanych mi z nazwisk. Zresztą nazwisko rodziny mieszkającej u mnie poznałam po dwóch tygodniach życia pod jednym dachem, przy okazji zapisywania młodych do szkoły”– to treść maila udostępnionego nam przez panią Kasię.
Znając warunki mieszkaniowe rodziny pani Kasi, dopytaliśmy w jaki sposób wygospodarowała pomieszczenia dla swoich gości. – Obaj synowie zamieszkali w jednym pokoju, córka została w swoim, a my z mężem przenieśliśmy się do pokoju roboczego, udostępniając przybyłym naszą sypialnię – odpowiada Katarzyna i lekko zdziwiona dodaje: – Przecież nie było się nad czym zastanawiać. Oni zmęczeni potrzebowali odpowiednich warunków, by ochłonąć, a przecież wszystkim znane powiedzenie głosi „Gość w dom – Bóg w dom”. To zobowiązuje nie tylko głęboko wierzących.
Takich sytuacji jest coraz więcej nawet w małych miejscowościach, więc i powszechnie znana polska gościnność znajduje realne potwierdzenie.
B. Walas, fot. ilustracyjne
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie