Reklama

Motocyklami po szlaku nadziei [zdjęcia]

Gazeta CWA
31/07/2023 09:56

Mieszkaniec miasta Andrzej Michewicz, motocyklista, miłośnik historii, szczególnie martyrologii Polaków na Wschodzie wrócił z bardzo ciekawej podróży – Rajdu Pamięci Armii Generała Andersa

Kto był pomysłodawcą rajdu i ilu było uczestników?

 

– W rajdzie uczestniczyło 22 motocyklistów, kierowca samochodu, fotograf. Wśród nich był mieszkaniec Kowalewa Pomorskiego Zenon Zielski. Natomiast organizatorem i pomysłodawcą był Michał Szeliga, wielokrotny uczestnik rajdów katyńskich, były prezes Stowarzyszenia Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego, który od kilku lat nosił się z myślą organizacji tego wyjazdu. Kilka miesięcy temu wraz z grupą przyjaciół podjęli ostateczną decyzję o zorganizowaniu rajdu. Przez te kilka miesięcy intensywna praca doprowadziła do powstania konkretnego planu organizacji wyjazdu motocyklistów z Taszkientu do Monte Cassino. Plan był bardzo odważny, gdyż postanowiono, że motocykle zostaną przewiezione z Polski przez Białoruś i Rosję do Uzbekistanu. Natomiast motocykliści z lotniska w Mińsku polecą do Taszkientu. W związku z trudną sytuacją polityczną w Europie i wojną na Ukrainie pierwotnie pomysł wydawał się niewykonalny. Jednak determinacja organizatorów doprowadziła do realizacji tego zamiaru.

 

Ponad 10 tys. km na motocyklu to wynik wzbudzający podziw. Dlaczego aż tyle?

 

– Postanowiliśmy oddać hołd rodakom w liczbie kilkunastu tysięcy, którzy podczas nieludzkiej wędrówki zostali pogrzebani na obcej ziemi. Ci, którzy przeżyli, pokonali pieszo szlak, który liczył 12 500 km i szli przez 1334 dni. Trzeba wiedzieć, że byli to zesłańcy z sowieckich łagrów, wycieńczeni, gnębieni przez choroby i bez środków do życia. Dla 120 000 ludzi musiało wystarczyć 40 000 żołnierskich racji żywnościowych, a więc nie tylko surowy klimat, ale też powszechny brak żywności stale towarzyszyły wędrowcom. My wyposażeni w nowoczesne motocykle, smartfony, samochód serwisowy, zapasy żywności, specjalistyczną odzież przejechaliśmy tylko nieco ponad 10 000 km. Czym to jest w porównaniu z trudnościami z jakimi musieli się zmagać nasi rodacy podczas morderczej wędrówki? Faktem jest, że tereny azjatyckie stanowiły trudność terytorialną, klimatyczną i organizacyjną. Ten najtrudniejszy w moim życiu rajd rozpoczął się 12 czerwca mszą świętą w Drohiczynie. Następnie mieliśmy lot z białoruskiego Mińska do Uzbekistanu, gdzie czekały nasze motocykle. Na lotnisku w Mińsku przeszliśmy szczegółowe kontrole, które m. in. polegały na przeglądaniu zdjęć w telefonach, co nie jest powszechną procedurą. Zdjęcie motocykla z ukraińską flagą spowodowało długie i bezsensowne tłumaczenia. Kolejne niespodzianki czekały na nas w Taszkiencie, gdzie aby odebrać nasze motocykle, przez trzy dni przechodziliśmy procedury administracyjno-celne. Pierwotnie żądano od nas bardzo wysokiego cła, a zakończyło się na 200-dolarowej opłacie za każdy motocykl.

 

Jaki przebieg miała ta wyjątkowo długa trasa rajdu?

 

– Nasza podróż w ramach Rajdu Pamięci Armii Generała Andersa wiodła przez: Uzbekistan, Kazachstan, Azerbejdżan, Gruzję, Turcję, Grecję, Albanię, by dojechać do Włoch i stanąć na wzgórzach Monte Cassino. Tam na cmentarzu w intencji poległych została odprawiona msza święta przez uczestnika rajdu, ks. Ryszarda Krakowskiego, w której uczestniczyli motocykliści, członkowie ich rodzin oraz młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży z Drohiczyna. Miłą niespodzianką było spotkanie dwojga młodych ludzi z Małego Pułkowa. Po mszy św. składając wieńce i zapalając znicze, oddaliśmy hołd tym, którzy podjęli walkę o wolną Polskę, lecz na zawsze zostali na włoskiej ziemi.

 

Jakie cmentarze udało się wam odwiedzić w części azjatyckiej?

 

– Najwięcej czasu spędziliśmy w Uzbekistanie, gdyż tam znajduje się najwięcej cmentarzy związanych z przemarszem Polaków. Pierwszą miejscowością, do której dotarliśmy, był Taszkient, stolica Uzbekistanu. Następnie Margilan – miasto w obwodzie fergańskim w Uzbekistanie. Na cmentarzu w tej miejscowości jest pochowanych 45 żołnierzy i nieznana liczba ludności cywilnej. Nekropolia charakteryzuje się typową architekturą dla polskich cmentarzy wojennych na Bliskim Wschodzie. Centralny punkt stanowi granitowy obelisk z wyrytym napisem: „Tu spoczywają Polacy, żołnierze polskiej armii na Wschodzie gen. Władysława Andersa i osoby cywilne, byli jeńcy, więźniowie sowieckich łagrów, zmarli w 1942 r. w drodze do ojczyzny. Cześć Ich Pamięci!”. Tam złożyliśmy wieńce, zapaliliśmy znicze i pomodliliśmy się za dusze zmarłych. Kolejnym punktem trasy był Taszłak. Na cmentarzu w tej miejscowości pochowano 23 żołnierzy tworzącej się na tym terenie armii Andersa. Ciekawostką było, że oba miejscowe cmentarze są pod opieką osób wyznania muzułmańskiego. W kolejnych dniach odwiedziliśmy miejsca pamięci szlaku Andersa: Yanguiyul, Alkazar, Samarkanda, Buchara, Karmana, Narpay, Kanimekh, Chiwa. Zapaliliśmy znicze pamięci, złożyliśmy wieńce i oddaliśmy cześć tym, którym nie było dane wrócić do ojczyzny. Tereny azjatyckie to jazda w trudnych warunkach. Niezbyt dobre drogi, nieprzestrzeganie przepisów o ruchu drogowym przez miejscowych kierowców, dzikie i domowe zwierzęta przemieszczające się po drogach, upał pustynny w wysokości 45-50 stopni Celsjusza w pełnym słońcu. My ubrani w stroje motocyklowe, wyposażone w ochraniacze, czuliśmy się bezpiecznie, co znalazło potwierdzenie w przypadku kolegi koziołkującego łącznie ze swoim motocyklem po kolizji z dużym, dzikim psem. Całe ubranie podarte, a nasz uczestnik rajdu bez większych urazów jechał dalej. Ubiór motocyklisty ma ogromne znaczenie także ze względu na palące słońce. Każde nieosłonięte miejsce powodowało poparzenia. Drogi nie były najlepsze, a szczególnie jeden, ponad 200-kilometrowy odcinek dał się we znaki naszym maszynom. Najbardziej ucierpiał harley nieprzystosowany do takich ciężkich warunków. Na szczęście dzięki naszemu mechanikowi Romkowi oraz narzędziom i częściom zapasowym, w które był wyposażony samochód serwisowy, mieliśmy wszystko, co niezbędne, a czego nie udało nam się zrobić we własnym zakresie, zleciliśmy w miejscowym warsztacie motocykli.

 

Czy wyznawcy innych religii nie mieli problemów we wzajemnym porozumieniu z waszą grupą?

 

– Wręcz przeciwnie. Gościnność, serdeczność i uprzejmość mieszkańców miejscowości przez nas odwiedzanych była niesamowita. Do tej pory wspominam z wdzięcznością ich naturalne i szczere postawy. Oczywiście przyjazd naszej 22-osobowej grupy motocyklistów wzbudzał ogromne zainteresowanie. Najczęściej zadawane pytania sprowadzały się do dwóch kwestii: ile wyciąga i jak dużo kosztuje? Mieliśmy też okazję przebywania i nocowania w gospodarstwie uzbeckim wysoko w górach. Podczas pobytu zostaliśmy poczęstowani uzbecką potrawą podaną we wspólnej misie.

 

Czy cała podróż z Uzbekistanu do Włoch odbyła się na motocyklach?

 

– Dwukrotnie korzystaliśmy z promów. Pierwsza przeprawa odbyła się przez Morze Kaspijskie z Portu w Aktau w Kazachstanie do Baku w Azerbejdżanie. W porcie czekaliśmy na wypłynięcie ponad 20 godzin. Ta sytuacja też wymaga kilku słów komentarza. Harmonogram promowych rejsów w Azji ma dokładność tygodnia. Należy przez to rozumieć, że jeśli prom nie odpłynie w poniedziałek to może zdarzy się to w niedzielę. Mieliśmy wyjątkowe szczęście, bo po zgłoszeniu swojego akcesu do promowej przeprawy dowiedzieliśmy się po kilkunastu godzinach, że trzeba być gotowym, bo prom odpłynie. W związku z tym zerwaliśmy się skoro świt i meldując się na miejscu, zostaliśmy wpuszczeni na prom, ale dopiero po wielogodzinnym oczekiwaniu w słońcu i upalnej temperaturze. Takie podróże uczą i to bardzo dużo. W Europie godzinne spóźnienia powodują ogólne zniesmaczenie. A gdy dotyczy to dni, a nawet tygodnia to jakie byłyby reakcje? Takie rajdy uczą pokory, a 30 dni w drodze w różnych warunkach powodują, że zupełnie inaczej odbiera się świat. Z kolei miłą niespodzianką była kolejna przeprawa promowa z Diures w Albanii do Bari we Włoszech. Sprawna organizacja, prom odpływał zgodnie z planem, minimum formalności.

 

W tych trudnych warunkach jak radziliście sobie z kwestią wyżywienia i zakwaterowania?

 

– Z reguły korzystaliśmy z restauracji, które pojawiały się na całym szlaku. Jeśli takich nie było, to w samochodzie serwisowym mieliśmy podstawowe produkty, które dwóch kolegów kucharzy było w stanie przerobić na najbardziej smaczne dania. Z noclegami też bywało różnie. Często nocowaliśmy w obiektach przy parafiach katolickich, hotelach, ośrodkach wypoczynkowych. Czasami zdarzało się, gdy chciało się spędzić noc na wolnym powietrzu, że wystarczyło zestawienie dwóch ławek i położenie na nich maty. Tak też można było wypocząć po męczącym odcinku trasy. Po tak wielkim wysiłku w ciągu dnia, a zdarzało się przejechać 900 km, zasypiało się w każdych warunkach. Co więcej następnego poranka nie odczuwa się żadnego dyskomfortu fizycznego, bo psychiczne nastawienie, że robi się coś istotnego, ma przewagę w każdym aspekcie. Nasz rajd trwał od 12 czerwca do 8 lipca 2023 r. W trakcie podróży byliśmy zaproszeni do polskich ambasad w Taszkiencie i w Rzymie. Udało nam się też odwiedzić Adampol koło Stambułu, ostoję polskich powstańców listopadowych. W czasie powrotu udało nam się wjechać na Jasną Górę w Częstochowie. Zakończenie wyprawy miało miejsce w parafii w Wojkowie, którą przygotował proboszcz wraz z parafianami. Następnego dnia podczas uroczystej, dziękczynnej mszy świętej, kapelan rajdu wraz z motocyklistami dziękowali Bogu za szczęśliwy powrót do domu.

 

Na zakończenie chcę zapytać, co najbardziej utkwiło Panu w pamięci z tej długiej wyprawy?

 

– Najbardziej poruszył mnie widok grobów dzieci i kobiet na polskich cmentarzach. Kolejna rzecz, to możliwość odwiedzenia grobu Ojca Pio w San Giowani Rotondo. Następnie msza św. przy grobie papieża Św. Jana Pawła II w Bazylice Św Piotra. Strome zbocza Monte Cassino, na których walczyli i ginęli Polacy. Krajobrazy pustynne i stepowe, górskie tereny i serdeczność ludzi spotykanych na trasie. Na zakończenie wywiadu i korzystając z okazji dziękuję: komandorowi rajdu Michałowi Szelidze, komandorowi trasy Wojciechowi Bożymowi, burmistrzowi Drohiczyna,

współorganizatorom Arturowi Tchórzewskiemu i Bernardowi Leoniakowi.

 

Kiedy następny rajd?

 

– Prawdopodobnie już we wrześniu, ale o szczegółach poinformuję wkrótce.

 

Z Andrzejem Michewiczem

rozmawiała B. Walas

fot. nadesłane

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wabrzezno-cwa.pl




Reklama
Wróć do