
Spór Pawlaka z Kargulem o miedzę był dla nas śmieszny, ale na wsi polskiej jeszcze przed wiekiem istniało prawo równoległe do tego ustanowionego przez cara lub cesarza
Miedza stanowiła granicę między polami gospodarzy. Należy przyznać, że chłopi polscy dość późno uzyskali możliwość posiadania ziemi na własność. Nic dziwnego, że ojcowiznę traktowano jako oczko w głowie i broniono każdej grudki ziemi. Miedza nie była tylko granicą. Była ona pasem ziemi niczyjej. Obaj sąsiedzi mogli na niej wypasać bydło, obaj zrzynać trawę. Jedyne, co było zabronione to przeorywanie miedzy.
Prawo do wypasania bydła na miedzy można było odsprzedać innym sąsiadom. Zwykle opłatą za dzierżawę nie były pieniądze. Na wsi w XIX wieku nie miały one tak wielkiej wartości jak obecnie. Ceną za prawo do wypasu był odrobek. Sąsiad mógł przyprowadzić na miedzę swoją krowę, ale w zamian na jesieni pomagał nam w wykopkach. Miedza nie wyglądała tak jak obecnie. Nie był to wąski pasek między polami, a szeroka na kilka metrów łąka. Wąskie miedze nazywano inaczej – były to padoki. Prawo zwyczajowe mówiło, że ten, którego krowa pojawiła się na miedzy jako pierwsza rankiem ma pierwszeństwo w paszeniu na jeden popas. Oczywiście sąsiedzi mogli umawiać się co do dni pasania.
Kiedy rozgraniczano nowe pola zwyczajowo na granicy miedzy usypywano kopce. Zwyczaj nakazywał, aby w tym dniu bić po pośladkach małych chłopców krzycząc im przy tym do ucha „A pamiętaj chłopce, kiej stawiali kopce”. Było to wbrew pozorom bardzo wychowawcze, ponieważ dzieci uczono w ten sposób „świętości” granicy. Każdy chłopiec, gdy dorósł doskonale pamiętał w jakich okolicznościach wyznaczano granicę ojcowizny.
Sporym problemem prawnym była kwestia drzew owocowych rosnących na miedzy. Czasami gałąź takiego drzewa wystawała na posesję sąsiada. Co wówczas zrobić? Wiemy, że w „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza sprawa własności gruszek była rozstrzygana przez sąd przez kilkadziesiąt lat bez skutku. Chłopi mieli prostsze zasady. Jeśli gałąź przechyliła się na grunt sąsiada to owoce, które spadły z gałęzi należą do właściciela gruntu.
Na polach posilały się zwierzęta – w tym gołębie. I na ich temat ludowe prawo miało stosowne paragrafy. Jeśli gołębie przyleciały na obsiane pole i „weszły w szkodę” wówczas można je było spłoszyć, ale nie zabijać. Jeśli jednak gołąbki sąsiada przyleciały na nasze grunty i zadomowiły się tu stają się naszą własnością. Ptaków nie wolno było łapać, same musiały dokonać wyboru. To prawo świadczy o wielkim szacunku chłopów do przyrody. Identyczna zasada dotyczyła pszczół, które wyroiły się na naszym polu, chociaż należały do sąsiada. Takich pszczół ich dotychczasowy właściciel nie może zabierać. Wiosną na polach chłopi wyorywali tzw. przetnice. Był to kanały, którymi woda spływała z pól dając możliwość zasiewu. Niestety zdarzało się, że jeden chłop przelewał wodę ze swojego na pole sąsiada. Była to bardzo częsta przyczyna konfliktów sąsiedzkich.
Na wsi istniało niepisane prawo służebności. Można było korzystać z cudzej drogi, by dojechać do swojej posesji, ale należało dokładać się do jej utrzymania. Jeśli jednak sąsiad korzystał z naszej drogi, a nie chciał na nią łożyć, wówczas mieliśmy prawo zagrodzić mu przejazd.
Na koniec nieco o płotach. Płoty budowano wspólnie na zasadzie pół na pół. Koszty utrzymania płotów dzielono także sprawiedliwie na połowę. Kiedy stary płot rozleciał niepisaną zasadą było wbijanie nowych kołków w miejsce starych. Ważne, że sąsiad wcale nie musiał składać się na nowy płot, gdy uznał, że grodzenie nie ma sensu. Rolę granicy mogły pełnić wbite w ziemię pachołki lub rowki.
(pw), fot. internet
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie