
Pies przywiązany do łańcucha w szczerym polu w Siedmiu Górach zniknął po interwencji naszej Czytelniczki. – To wina bezduszności urzędników – podkreśla kobieta. Rozpoczynają się poszukiwania. O sprawie zostają powiadomieni stróże prawa, którzy również szukają właściciela, który też zapadł się pod ziemię
– 23 września odebrałam telefon od osoby, która nie wiedziała jak pomóc pieskowi, który stał w szczerym polu uwiązany na grubym łańcuchu – mówi Anna Gołębiewska. – Piesek leżał na gołej ziemi i nie miał nic nad głową. Żadnego schronienia. W okolicy nie ma żadnych zabudowań. Jedzenie dostawał tylko wtedy, kiedy ktoś się nad nim zlitował.
Pani Anna otrzymała również zdjęcia uwiązanego psa. Wyraźnie na nich widać, w jak ciężkich warunkach żył ten piesek. Postanowiła natychmiast interweniować.
– Tego samego dnia zadzwoniłam do urzędu gminy w Wąbrzeźnie, do wydziału ochrony środowiska – relacjonuje Gołębiewska. – Odebrała pani, którą poinformowałam o zaistniałej sytuacji. Kazała zadzwonić w poniedziałek, czyli za trzy dni.
Nasza Czytelniczka zastosowała się do terminu. 26 września została poinformowana, że urzędnicy udali się na miejsce, gdzie przebywa pies dopiero w poniedziałek w godzinach południowych.
– Rozmawiałam z panem Łukaszem Gapińskim, który powiedział „pies nie ma aż tak źle, bo jeszcze stoi na nogach, a taczka odwrócona do góry kołami daje mu schronienie” – relacjonuje, nie ukrywając zdenerwowania. – Urzędnik poinformował mnie, że nic nie zrobiono z tym psem. Jedynie nakazano właścicielowi aby w piątek (30 września) dostarczył do gminy zaświadczenie o zdrowiu psa, a do poniedziałku miał polepszyć warunki w jakich zwierze żyje. Ten urzędnik wie, że właściciel psa jest znany w gminie z brutalności wobec zwierząt i był już karany o znęcanie się nad nimi. A jednak przez tydzień nikt nie miał zamiaru się interesować losem tego psa.
Pani Anna rozczarowana postępowaniem urzędników postanowiła sama działać. Zadzwoniła do schroniska Reksio w Brodnicy i opowiedziała o całej sprawie. Kierownik schroniska Mariusz Sarnowski, zajął się sprawą. Pojawił się na miejscu 3 października wraz z urzędnikami, którzy na jego prośbę wyjechali z nim w teren. Jednak psa już nie było. Nie było też właściciela. Jest nieuchwytny.
– Urzędnicy sprawę zepchnęli na barki pana Sarnowskiego, który miał powiadomić policję – mówi Anna Gołębiewska. – Sarnowski na własną rękę prosił okolicznych ludzi, aby go informowali jak zobaczą właściciela psa lub pana T.
Jednocześnie kierownik schroniska rozpoczął poszukiwania na własną rękę.
– Pierwszy raz się spotkałem z tak bezdusznym trzymaniem psa – mówi Mariusz Sarnowski. – Chciałem od razu zabrać tego pieska do schroniska, ale nie zdążyłem. Szkoda mi czworonoga, dlatego go szukam.
Pani Anna za całą tę sytuację obwinia urzędników. Twierdzi, że wykazali się bezdusznością.
– Kiedy ponownie dzwoniłam do urzędu, z prośbą o informację czy piesek się odnalazł, urzędnik odpowiedział mi, że o co mi chodzi, czy w końcu policja ma szukać psa czy pana T. Dodał, że jeśli chcę z nim porozmawiać, to mam się osobiście udać do gminy Wąbrzeźno i stanąć z nim twarzą w twarz. Jestem zażenowana postawą urzędników w tym urzędzie, a szczególnie postawą pana Łukasza Gapińskiego. Urzędnik ten nic nie zrobił dla tego psa, zasłaniał się cały czas procedurami. Znał sytuację Szarika i wiedział bardzo dobrze jakim człowiekiem jest pan T., który już był karany za znęcanie się nad zwierzętami. Do dziś nie wiadomo, gdzie on jest i co stało się z psem. Jedyna osoba, która walczy o Szarika to pan Mariusz Sarnowski.
Kontaktujemy się więc z tym urzędnikiem. Przez telefon komórkowy rozmawiać nie chce, zasłania się tym, że to jego prywatny numer, a rozmowy służbowe prowadzi przez telefon w urzędzie. Kiedy dzwonimy do urzędu okazuje się, że nie może podejść do telefonu, bo podobno go nie ma. Sprawę wyjaśnia kolega z pokoju, jak zapewnia, zorientowany w sprawie.
– To był przyjaźnie nastawiony do ludzi pies, nie bał się, nie miał śladów pobicia – mówi Krzysztof Zalewski. – Miejsce było uzasadnione, tak stwierdzamy po oględzinach. Ten pies był tam, by odstraszać sarny, które obgryzały właścicielowi sadzonki. Jednak zobligowaliśmy właściciela do tego, by zapewnił zwierzakowi odpowiednie warunki, ale psa po tym weekendzie już nie było. Szukaliśmy właściciela, ale nie ma z nim kontaktu. Kierownik schroniska nie odpuszcza. Powiadomił policję i straż miejską.
– Mamy takie zgłoszenie i szukamy tego właściciela – mówi komendant municypalnych w Wąbrzeźnie Krzysztof Grzybek. – To mieszkaniec Wąbrzeźna, jednak jest nieuchwytny.
– Przejechałem już 150 km, odwiedziłem wszystkie okoliczne gospodarstwa, byłem przy domu właściciela i jego sklepie, ale psa nigdzie nie ma – mówi Mariusz Sarnowski. – Chcę zobaczyć w jakich jest warunkach, chcę go zobaczyć całego i zdrowego, bo przeczuwam niestety najgorsze.
– Na Szarika czeka nowy ciepły dom pod Toruniem, z przyjazną rodziną – dodaje Anna Gołębiewska. – Proszę pomóżcie mi go odnaleźć, bardzo się martwię o niego.
Nasza redakcja przyłącza się do poszukiwań Szarika. Prosimy o wszelkie, nawet anonimowe informacje na maila redakcja@wpr.info.pl z dopiskiem „Szarik” lub telefonicznie 662 061 319. Można również dzwonić do Mariusza Sarnowskiego na numer 606 881 470.
Celina Nałęcz
fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie