
Fatum, czy zwykły rachunek prawdopodobieństwa? Skrzyżowanie ulic Żołnierza Polskiego i Gen. Sikorskiego często bywa kosztowne dla kierowców lub ich ubezpieczycieli.
Nie wiadomo dlaczego, ale co jakiś czas, nawet przy minimalnej prędkości pojazdów, dochodzi do kolizji obarczonych daleko idącymi konsekwencjami. Kierowcy poruszający się od strony ulic: Grudziądzkiej oraz Żwirki i Wigury korzystają z przywileju pierwszeństwa. Ulica Żołnierza Polskiego jest podporządkowana, o czym świadczą znaki drogowe. Mimo to co jakiś czas dochodzi do zdarzeń drogowych, z których wiele ma wyjątkowo nieprzyjemne skutki. Natomiast dla przedstawicieli ubezpieczeń komunikacyjnych bywa taka sytuacja nawet zabawna.
Zgodnie z relacją naszej Czytelniczki poszkodowanej w kolizji na tym skrzyżowaniu przedstawicielka ubezpieczyciela winowajcy zdarzenia, sprowadzającego się do nieustąpienia pierwszeństwa przejazdu, z radością oznajmiła, że rzeczywiście „żołnierz” powinien ustąpić „generałowi”. Ale najważniejsze są zdjęcia i po decyzji firmy ubezpieczeniowej, już w dwa dni, środki będą przekazane na konto poszkodowanego.
Nasza Czytelniczka uznała za stosowne zasięgnąć opinii fachowca w tej branży. Po otwarciu maski, lekko zdeformowanej wskutek zderzenia, okazało się, że lewy reflektor ma pęknięte umocowanie, co wiąże się z wymianą obu reflektorów. Koszt niebagatelny, a nie można zrobić tego połowicznie, bo emisja świateł nie będzie spełniać wymogów prawa w zakresie ruchu drogowego. Świadek zdarzenia dodaje „swoje trzy grosze”.
– I tak cud, że kierowca winny kolizji jeszcze nie uciekł. Z reguły tak to się dzieje. Ja mogę świadczyć, że zostało wymuszone pierwszeństwo. W końcu stoję pod bankomatem od kilku minut i wszystko widziałem – mówi mieszkaniec miasta, który widział zdarzenie.
Rzeczywiście kolizja miała miejsce przed siedzibą banku PKO BP, przed którą stoją klienci do bankomatu i nie tylko. Dodatkowego kolorytu sytuacji dodaje fakt, że dokładnie w tym samym miejscu siostrzeniec poszkodowanej miał kolizję, w wyniku której jego auto zostało skasowane. Na szczęście ani jemu, ani pasażerom nic się nie stało, nie licząc szoku. Kolizja sprzed kilku dni też okazała się nieprzyjemna w skutkach. Koszty naprawy auta przewyższają jego wartość rynkową minus cena pozostałości. Tak wypowiedział się ubezpieczyciel winnego zdarzenia.
Najbardziej interesujący w całej sprawie jest fakt, że aby móc naprawić samochód, albo go oddać na złom, trzeba spełnić wiele warunków ubezpieczyciela winowajcy. Dopełnić wszystkich formalności odnośnie dokumentacji fotograficznej, swoich danych osobowych, potwierdzeń własności auta ze zdjęciami wszystkich stron dowodu rejestracyjnego oraz relacji dotyczącej kolizji. W tym momencie, po paru godzinach „wiszenia” na łączach telefonicznych, przychodzi do głowy pytanie: kto jest tak naprawdę winny? Sprawca kolizji ma po pracy wolne popołudnie, za to poszkodowany, żeby nie płacić za czyjeś przewinienie, musi zrezygnować ze wszystkich swoich planów, z wykonywaniem obowiązków służbowych w następnych dniach włącznie. Przecież jest pozbawiony narzędzia pracy i co ma powiedzieć pracodawcy? Nie ustąpiono mi pierwszeństwa przejazdu, w związku z tym nie wykonam swoich obowiązków służbowych? Brzmi sensownie, ale nie za takie teksty nam płacą.
Logicznym wnioskiem jest, by całością spraw związanych z kolizją zajął się winowajca. I nawet gdyby chciał to okazuje się, że RODO to uniemożliwia. Nie może przecież używać cudzych danych osobowych. Jednak zdjęcie oświadczenia winnego kolizji z jego danymi osobowymi jest jak najbardziej potrzebne w dokumentacji firmy ubezpieczeniowej. Trudno dodać jakąkolwiek puentę, bo czasami jej po prostu brak.
Tekst i fot. B. Walas
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie