
Były ratownik wodny z ogromnym doświadczeniem zwraca uwagę na fakt, że mieszkańcy miasta z małymi dziećmi podczas upalnego lata korzystają z kąpieli w Jeziorze Zamkowym bez żadnego zabezpieczenia.
To fakt, a z faktami się nie dyskutuje. Nasz Czytelnik (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) twierdzi, że serce boli, gdy się na to patrzy.
– W każdej chwili może dojść do nieszczęścia. Chwila nieuwagi rodziców, czy opiekunów może skończyć się tragicznie. Wiele lat swojego życia spędziłem w pracy jako ratownik wodny i to w całej Polsce. Były to kąpieliska takie jak w Wąbrzeźnie, ale też nadmorskie, które są znacznie trudniejsze w zapewnieniu bezpieczeństwa wszystkim z niego korzystającym. Nie ma nawet co wspominać o prądach wstecznych, które mogą pokonać dobrego pływaka. Odpowiedzialność przeogromna i umiejętności ratownika muszą być na wysokim poziomie, by w ogóle podjąć się takiej pracy. Jednak to wynika z człowieka – chęć niesienia pomocy na miarę swoich możliwości. Moje doświadczenie wzięło się z niezliczonych sezonów spędzonych nad różnymi akwenami w roli ratownika. Wiem z doświadczenia jaka to odpowiedzialność i ile szkoleń trzeba było zaliczyć, by w ogóle się takiej funkcji podjąć. Poza tym wiele lat temu w ramach dyżurów Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ja i inni pełniliśmy społecznie dyżury aż do drugiego zakrętu nad Jeziorem Zamkowym. Ludzie wchodzili do wody w różnych miejscach, a my jako ratownicy staraliśmy się w każdym miejscu zapewnić im bezpieczeństwo. W tym czasie dysponowaliśmy rzutkami ratowniczymi i czasami tzw. bączkiem. Obecnie nie mogę pogodzić się z faktem, że nikt nie czuwa nad bezpieczeństwem wchodzących do jeziora. W moich czasach nawet, gdy kąpielisko z różnych względów było nieczynne, to i tak na swoim stanowisku trwał ratownik – mówi wąbrzeźnianin.
W celu wyjaśnienia sprawy braku ratownika na kąpielisku miejskim w Wąbrzeźnie wystarczyło wykonać kilka telefonów. Z wszystkich źródeł informacji, czyli Wąbrzeski Dom Kultury i Urząd Miasta wynika jednoznacznie, że decydujące są zalecenia Głównego Inspektora Sanitarnego dla kąpielisk i miejsc okazjonalnie wykorzystywanych do kąpieli w trakcie epidemii SARS-CoV-2 w Polsce.
Wedle tej instrukcji korzystanie z kąpielisk oraz miejsc okazjonalnie wykorzystywanych do kąpieli w dobie pandemii spowodowanej SARS-CoV-2 i związane ryzyko infekcji dotyczy zasadniczo szerzenia się infekcji drogą kropelkową i przez bezpośredni kontakt. Kolejne punkty tejże instrukcji, między innymi wymagającej zachowania odległości 4 m2 na jednego użytkownika powierzchni, są jednoznaczne z niemożnością wyegzekwowania obowiązującego przepisu. Instrukcja nie przewiduje użycia dmuchanych, czy innych pływających kół o średnicy 4 m przez każdego wchodzącego do wody, by dopełnić sanitarnych wymagań. Nic więc dziwnego, że większość administratorów kąpielisk w Polsce zdecydowała się uznać je za niebyłe.
Trudno dziwić się naszemu Czytelnikowi, że zwraca uwagę na brak ratownika, bo jak słusznie stwierdza, nawet przy nieczynnym kąpielisku obecność ratownika jest na wagę życia. Trudno też porównać sytuację sprzed kilkunastu lat do obecnej. Nikt nie przewidział ofensywy koronawirusa i zagrożeń z tego wynikających.
Na pocieszenie pozostaje wiadomość przekazana przez kierownika wąbrzeskiej pływalni Mirosława Dębowskiego, że z dniem 4 września od godziny 7.00 wszyscy chętni są mile widziani. Trwają już przygotowania do ponownego uruchomienia basenu, zgodnie z wytycznymi w tym zakresie, i jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego to wszystko wkrótce wróci do normy.
Tekst i fot. B. Walas
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie