
Andrzej Czyżykowski z Książek od kilku lat walczy z pomówieniami, których według niego dopuścili się urzędnicy gminni. – Chcę odzyskać dobre imię - mówi mężczyzna. Toczą się batalie sądowe. A wszystko zaczęło się od Towarzystwa Miłośników Tenisa Ziemnego.
Andrzej Czyżykowski twierdzi, że źródłem jego problemów z urzędnikami jest m.in. zainteresowanie, jakie kilka lat temu zaczął wykazywać działalnością Towarzystwa Miłośników Tenisa Ziemnego w Jaworzu, które organizowało imprezy dla dzieci niepełnosprawnych z powiatu wąbrzeskiego. Na jedną z nich została zaproszona córka państwa Czyżykowskich.
– Wyjechali do Dębowej Łąki. Tam zatrzymali się na terenie po byłym SKR. Były konkursy, zabawy, paczki ze słodyczami, herbata i kiełbaski – opowiada pan Andrzej. – Budynek był bez ogrzewania i toalety. Zaczęliśmy więc pytać dlaczego dzieci są wywożone w takie warunki. Nasz niepokój budził tym bardziej fakt, że lista sponsorów nie miała końca, a dzieci dostawały tylko słodycze lub drobne upominki. Kto więc korzystał z tych środków? Za karę, że się tym interesowaliśmy, nasza córka była pomijana przy kolejnych takich imprezach.
Pan Andrzej chodząc na zebrania sołeckie, komisje i sesje rady gminy zadawał pytania. Jego dociekliwość spotykała się z niechęcią, a jeden z ówczesnych radnych miał przestrzegać go nawet, by nie interesował się tym stowarzyszeniem. Przez pewien okres Czyżykowski zbierał od różnych osób informacje na temat Towarzystwa Miłośników Tenisa Ziemnego, a we wrześniu 2011 roku poszedł z żoną do starosty, który prowadzi rejestr stowarzyszeń i sprawuje nadzór nad ich działalnością, żeby sprawdzić, czy jest ono zarejestrowane i na jakich zasadach funkcjonuje. W sekretariacie starosty dowiedzieli się, że Towarzystwo Miłośników Tenisa Ziemnego w Jaworzu jest zarejestrowane jako „stowarzyszenie zwykłe”, które zgodnie z ustawą o stowarzyszeniach nie może zbierać pieniędzy ani innych datków, ponieważ taka organizacja utrzymuje się tylko ze składek członkowskich.
– Jak w takim razie wytłumaczyć wieloletnią działalność towarzystwa, które z roku na rok powiększało grupę sponsorów i współorganizatorów? – zastanawia się Andrzej Czyżykowski. – Do zbiórki pieniędzy dołączali kolejni samorządowcy, którzy w trakcie np. sesji rady powiatu czy gminy zbierali pieniądze przeznaczone dla stowarzyszenia.
Okazało się też, że na czele Towarzystwa Miłośników Tenisa Ziemnego stoi mąż ówczesnej kierowniczki GOPS-u w Książkach – kierownik jednego z wydziałów w starostwie. Kilka dni później Czyżykowski poprosił starostę o kilka informacji na temat stowarzyszenia m.in. o sprawozdania finansowe oraz o listę członków założycieli organizacji w Jaworzu.
Wkrótce pan Andrzej otrzymał pismo od starosty o odmowie podania informacji publicznej jaką jest lista członków założycieli stowarzyszenia oraz informację o rozwiązaniu stowarzyszenia, które nastąpiło – jak poinformował go starosta – na wniosek prezesa Towarzystwa Miłośników Tenisa Ziemnego. Według Czyżykowskiego problem tkwi w tym, że takiej możliwości nie daje rozdział VI regulaminu stowarzyszenia, który mówi, że o jego rozwiązaniu decydują jego członkowie w drodze uchwały podjętej większością 2/3 głosów przy obecności 60 proc. członków.
Urzędniczki wezwały policję
W 2011 r. w CWA ukazał się tekst, w którym mieszkaniec Książek (dane czytelnika nie pojawiły się w artykule) opisywał niejasności w działalności Towarzystwa Miłośników Tenisa Ziemnego i sugerował powiązania kierowniczki GOPS-u z działalnością stowarzyszenia.
W tym czasie pan Andrzej napisał wniosek w trybie dostępu do informacji publicznej do kierowniczki GOPS-u z pytaniem: w jakim zakresie ośrodek uczestniczył w organizacji imprezy wspólnie z Towarzystwem Miłośników Tenisa Ziemnego.
– Kiedy zanieśliśmy pismo do GOPS-u, wybuchła awantura. Chcieliśmy, żeby pani kierownik przyjęła pismo, ale ona nie chciała go zarejestrować, kazała nam przyjść następnego dnia, żeby je podbić pieczątką – relacjonuje pan Andrzej. – Ktoś z GOPS-u zadzwonił po policję, że zakłócamy porządek w urzędzie.
Przybyli na miejsce policjanci poprosili Czyżykowskich o rozmowę na zewnątrz budynku.
– Złożyliśmy wyjaśnienia, a policjanci zaproponowali nam złożenie do wójta skargi na panią kierownik. Wtedy nie było mowy o ukaraniu nas. Po kilku tygodniach, tuż przed opublikowaniem artykułu policja zmieniła zdanie, jak dzisiaj wiadomo po przesłaniu pisma przez panią kierownik GOPS do komendanta policji w Wąbrzeźnie – opowiada Czyżykowski.
Mężczyzna otrzymał od policji wezwanie. Odmówił złożenia wyjaśnień i zapłacenia mandatu więc sprawa trafiła do sądu. W 2012 r. w sądzie ruszyła sprawa o zakłócanie porządku. Na niekorzyść pana Andrzeja zeznawały trzy urzędniczki w tym kierowniczka GOPS-u. W pierwszej instancji w sprawie o wykroczenie Andrzej Czyżykowski został uznany za winnego. Sędzina nałożyła na niego karę grzywny w wysokości 200 zł.
– Jako okoliczność łagodzącą stwierdziła, że mnie „nie zamknie” tylko dlatego, że jestem osobą niepełnosprawną – wspomina Czyżykowski. – Urzędnicy zaczęli nam odbierać kolejne świadczenia, z których m.in. córka korzystała w liceum. Napisałem skargę do wojewody. Urzędnicy z gminy po interwencji urzędu wojewódzkiego poczuli się na tyle pewni, że przygotowali szkalujące mnie pismo do wojewody, w którym napisali, że zostałem skazany przez sąd za zakłócenie porządku, a wyrok był wtedy przecież nieprawomocny. Zapadł 7 maja 2012 r. a pismo wójta do wojewody było z 10 maja 2012 r.
Pan Andrzej wniósł apelację do Sądu Okręgowego w Toruniu, który w całości uchylił wyrok. Sprawa wróciła do Sądu Rejonowego w Wąbrzeźnie, który uniewinnił Andrzeja Czyżykowskiego. Obrót sprawy na korzyść pana Andrzeja był wynikiem przedstawienia dowodu w postaci nagrania audio całego zajścia w gminie.
– W sądzie pierwszej instancji na początku go nie użyłem, bo nie sądziłem, że mogę za coś takiego zostać skazany. Nigdy nie przypuszczałem, że będę zmuszony do wykorzystania nagrań, które od pewnego czasu zacząłem rejestrować, z uwagi na fakt, iż różni urzędnicy zmieniani swoje stanowisko w różnych sprawach, dopuszczając się kłamstw. Ponownie zdecydowałem się go użyć podczas apelacji w sądzie okręgowym, po tym, jak sędzina uchyliła mój wniosek o jego dopuszczenie w I instancji na ostatnim posiedzeniu – relacjonuje mężczyzna.
A jakie są rozbieżności w wersji urzędniczek, a pana Andrzeja?
Według zeznań urzędniczek miał on m.in. podnosić głos, trzaskać i szarpać drzwiami, sugerować kierowniczce GOPS-u niekompetencje. Pan Andrzej przekonuje, że zachował spokojny ton głosu, nie ubliżał nikomu, ani tym bardziej nie szarpał za drzwi.
Petent pozwał urzędniczki i gminę
Po wygranym procesie Czyżykowski pozwał urzędniczki z tytułu ochrony dóbr osobistych, domagając się od nich zadośćuczynienia pieniężnego.
– Gdyby przeprosiły nie byłoby sprawy, ale byłem i jestem w dalszym ciągu szkalowany – uzasadnia swoją decyzję.
Pomówienia, których jak twierdzi stał się ofiarą rzutują na całe jego życie i utrudniają mu m.in. znalezienie pracy. Sprawę wytoczył również gminie.
– Chcę odbudować swoje dobre imię – mówi.
20 września w wąbrzeskim sądzie rozstrzygnięto obie sprawy na niekorzyść pana Andrzeja. Mężczyzna zapowiada, że będzie składał apelacje.
Na temat sprawy chcieliśmy porozmawiać indywidualnie z każdą z pozwanych urzędniczek. Dwie z nich są już na emeryturze. Wszystkie trzy odmówiły wypowiedzi.
O sprawie wytoczonej gminie póki nie uprawomocni się postanowienie sądu, nie chce się też wypowiadać obecny wójt gminy Książki Jerzy Dutkiewicz.
„Nikt z nas nie czerpał żadnych korzyści”
Zarzuty Andrzeja Czyżykowskiego pod adresem Towarzystwa Miłośników Tenisa Ziemnego chcieliśmy skonfrontować z Leszkiem Dembkiem, który przez kilka lat pełnił funkcję prezesa tego stowarzyszenia. Odesłał nas do opublikowanego w 2011 r. listu, który był jego odpowiedzią na wspomniany wcześniej artykuł opisujący działalność tej organizacji. Po latach podtrzymuje to, co w nim zawarł.
„(...) Na funkcjonowanie stowarzyszenia płaciliśmy niemałe składki miesięczne (chyba największe ze wszystkich organizacji funkcjonujących w powiecie). Po mojej rezygnacji z funkcji prezesa liczba członków towarzystwa zmalała, pomimo to kolega (…) przejął po mnie kierowanie stowarzyszeniem i kontynuował organizację imprezy dla dzieci razem z parafią p.w. św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza – czytamy w liście Leszka Dembka. – (…) Według mojej wiedzy wszystkie organizacje mogą korzystać, na podstawie złożonych wniosków na realizację określonych działań, zarówno z dofinansowania urzędów, jak i funduszy unijnych. (…) Do uzyskania dotacji do konkretnego działania wcale nie jest potrzebny status organizacji pożytku publicznego. (…) Nikt z nas nie czerpał żadnych korzyści, a wręcz przeciwnie, ponosiliśmy dodatkowe znaczne koszty. (…) Myślę, że coraz więcej ludzi traci sens działania na rzecz innych, między innymi dzięki takim zarzutom”.
Paulina Grochowalska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie