
Wizyta u lekarza z tą specjalnością jest co kilka lat nieodzowna. Żeby móc pracować, trzeba mieć zaświadczenie z medycyny pracy, iż jesteśmy zdolni do wykonywania powierzonych służbowo obowiązków. I tu mogą zacząć się przysłowiowe schody...
Nasz stały Czytelnik miał niedawno wątpliwą przyjemność spotkania się ze specjalistą od wydawania takich zaświadczeń. Opowiedział nam swoją historię i poprosił o interwencję.
– 24.08. to był pierwszy dzień, po długiej przerwie, dostania się do doktora Jana Kowalskiego (nazwisko celowo zmienione, prawdziwe dane znane redakcji CWA – red.) w jego przychodni. Na zewnątrz niepublicznego zakładu sporo pacjentów oczekujących na wizytę. Trudno się dziwić, że aż tyle osób, bo długi czas zamknięcia przychodni spowodował kumulację klientów tej placówki. Określam oczekujących jako klientów, bo przecież gdyby coś im dolegało to jako pacjenci udaliby się do lekarza rodzinnego, czy inaczej zwąc – pierwszego kontaktu. Ogólnie rzecz biorąc, każdy miał sprawę do załatwienia. A że w przychodni przyjmuje okulista i są robione testy dla kierowców, a także działa punkt optyczny, więc nikt nie wie kiedy i w jakiej kolejności dostanie się do środka zakładu. Ogólny chaos, brak informacji i maseczki pod brodą, bo przecież wszyscy są na świeżym powietrzu, a że nie przestrzegają dystansu to wynik tłoczenia się przy drzwiach, które otwierają się po pukaniu kolejnych interesantów, a informacje podawane przez personel przychodni są ciche i w związku z tym mało zrozumiałe – relacjonuje nasz rozmówca.
Po interwencji naszego Czytelnika, by pani pojawiająca się od czasu do czasu w drzwiach, zechciała zebrać skierowania i ustalić kolejność wejścia do różnych gabinetów tego przybytku, udało się przynajmniej ustalić przybliżony czas oczekiwania dla poszczególnych petentów. Niestety nerwowość oczekujących przedostała się do wnętrza przychodni, gdyż w trakcie wizyty naszego Czytelnika w gabinecie lekarza i po wypełnieniu przez niego szeregu druków będących podstawą zaświadczenia o zdolności do pracy doszło do słownego konfliktu.
Doktor Kowalski (nazwisko celowo zmienione – red.) zażądał opłaty 50 zł w gotówce, gdyż nie dysponuje terminalem. Uwaga naszego Czytelnika, że jego firma ma umowę z przychodnią medycyny pracy i reguluje należności z tytułu badań za wszystkich pracowników jednocześnie w określonym terminie tylko pogorszyła sprawę. Lekarz stwierdził, zgodnie z relacją naszego Czytelnika, że nie będzie czekać miesiącami na przelew i płatność należy uregulować teraz i na miejscu, tylko gotówką. Klient medycyny pracy postanowił na miejscu wyjaśnić sprawę, więc sięgnął po telefon i zadzwonił do swojej firmy. Ten fakt stał się przyczyną kolejnego konfliktu.
Pan doktor stwierdził, że nikt nie może sobie robić w jego gabinecie centrali telefonicznej i pacjent ma natychmiast opuścić pomieszczenie. Jednoznacznym gestom wskazującym na drzwi towarzyszyło impulsywne zrzucenie z biurka stosu dokumentów przez właściciela gabinetu. Rzeczony pacjent, który woli zwać się klientem, bo nic mu nie dolega oprócz terminu wykonania badań okresowych pracownika swojej firmy, uznał, że w takiej sytuacji woli pójść do bankomatu i uregulować należność gotówką, chociaż od przedstawicielki pracodawcy dowiedział się telefonicznie, że zwrócą mu koszty tychże badań, a forma regulowania należności zależna jest od nastroju lekarza medycyny pracy.
Po przeprowadzonej telefonicznie rozmowie ta sama pracownica przedmiotowej firmy potwierdza, że z reguły opłaty za badania okresowe pracowników są regulowane hurtowo, to znaczy gdy w zbliżonym czasie kilku pracownikom mija termin badań okresowych i w ciągu miesiąca oraz zgodnie z podpisaną umową następuje płatność za taką usługę lekarską. Komentuje też słowa lekarza, że nie będzie czekał na płatność miesiącami jako wypadek przy pracy. Jakiś czas temu zdarzyła się opóźniona płatność dla przychodni wskutek niedopatrzenia się w centrali firmy w Bydgoszczy, wśród licznych lekarskich, faktury od dra Kowalskiego (nazwisko celowo zmienione – red.).
My oczywiście poprosiliśmy pana doktora o odniesienie się do sprawy. Po rozmowie telefonicznej i przesłaniu tekstu wypowiedzi do autoryzacji medyk zmienił zdanie i zamiast udzielić tejże wypowiedzi, odesłał nam oświadczenie. Treść poniżej.
– Długo zastanawiałem się nad sprawą, z którą się Pani do mnie zwróciła. Doszedłem do wniosku, że kwestia płatności za badania profilaktyczne wykonywane w moim gabinecie wyjaśniona jest w umowie zawartej między mną, a zakładem pracy i stanowi tajemnicę handlową, więc nie powinna być poruszana przez pracownika firmy na forum publicznym, gdyż nie jest on stroną w sprawie. W zaistniałej sytuacji pacjent porozumiał się telefonicznie z zakładem pracy i otrzymał informacje o konieczności zapłacenia gotówką, co uczynił i otrzymał fakturę. W tym miejscu sprawa powinna być zakończona, gdyż posiadanie lub nie w przychodni terminala płatniczego to jedynie moja decyzja – stwierdził na zakończenie wąbrzeski doktor.
Tę sprawę i my niniejszym uznajemy za zakończoną, ale historię naszego Czytelnika publikujemy, aby przestrzec innych klientów medycyny pracy. Idąc po zaświadczenie, najlepiej mieć przy sobie gotówkę i to nawet w przypadku, gdy nie musimy płacić. Wszak lekarz może nie mieć terminala płatniczego... albo dobrego humoru.
B. Walas, fot. ilustracyjne
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie