
W czasach pandemii nietrudno o sytuacje wyprowadzające z równowagi, dlatego mimo wszystko próbujmy zawsze zachować spokój. Z takim wyzwaniem zmierzył się niedawno mieszkaniec Wąbrzeźna, który poprosił nas o interwencję.
Nasz stały Czytelnik (personalia do wiadomości redakcji) nie może zapanować nad emocjami, które wzbudziły w nim ostatnie zdarzenia związane z robieniem codziennych zakupów. Niekoniecznie w obligatoryjnie przyjętych kulturalnych słowach opowiada o zdarzeniu przed sklepem z mięsem i wędlinami niedaleko poczty w naszym mieście:
- Ledwo wytrzymałem napływ adrenaliny i musiałem zmusić się do pełnej kontroli emocji, by nie odpowiedzieć tak, jak zasługiwały na to dwie starsze panie. Na drzwiach sklepu jest wywieszka, że wewnątrz może znajdować się maksymalnie 5 klientów. Policzyłem przez przeszklone drzwi ilość osób będących wewnątrz i ustawiłem się karnie w kolejce przed sklepem. Parę minut później przyszły dwie panie w starszym wieku, które pomimo moich uwag postanowiły wejść do środka. Prawdopodobnie dowiedziały się w sklepie, że muszą poczekać na swoją kolejkę na zewnątrz. No i zaczęło się: to przez pana wyproszono nas ze sklepu – powiedziała jedna z potencjalnych klientek. Musimy stać na zewnątrz, a przecież jest zimno. Robi pan dziwne zamieszanie i naraża nas na zmarznięcie - opowiada mieszkaniec Wąbrzeźna.
Nasz Czytelnik ogranicza epitety, którymi został obrzucony i gdyby nie fakt, że od lat robi zakupy właśnie w tym sklepie i jest zadowolony z jakości oferowanych produktów, to zapewne zmieniłby miejsce zaopatrzenia w niezbędne do życia artykuły. Ponadto nie może pozostawić całej sytuacji bez komentarza.
- Rozumiem, że „pufanie” i chrząknięcia pań zaawansowanych wiekowo miały sprowadzić mnie do odpowiedniego poziomu osób wykazujących właściwy według nich szacunek dla starszych ludzi. W tym konkretnym przypadku nie odniosło to żadnego wychowawczego skutku, bo sam jestem już w średnim wieku i działania wychowawcze dawno mam za sobą, a co więcej te panie tak ostentacyjnie oburzone moją postawą winny same uderzyć się w piersi i przeprosić bliźnich za narażanie ich na zakażenie wirusem Covid-19 i to już w najbardziej zaraźliwej, zmutowanej formie omikrona. Spodziewam się, że przypadkowo poznane panie, więcej czasu spędzają w kościele – pomieszczeniu z zamkniętymi oknami i często z nadmierną liczbą wiernych - są bardziej predysponowane do transmisji wirusa niż inni, ale za to dające nieproszone rady, że trzeba się modlić, a wszystko będzie dobrze. Wolałbym, żeby wszyscy bez względu na wyznanie zechcieli przestrzegać reżim sanitarny. Nie mam nic przeciwko głęboko wierzącym, obojętnie jakiego wyznania, ale chciałbym, albo tylko w sferze marzeń ująć to trzeba, żeby zawierzyć nauce, zwłaszcza medycznej, która i w przeszłości, i teraz ochrania nas przed najgorszymi skutkami zagrożeń pandemią, czyli – śmiercią. Przy tej okazji proszę redakcję CWA, by nagłaśniała podobne przypadki i może w ten sposób wpływała na bardziej odpowiedzialne zachowania czytelników tygodnika - kończy swoją opowieść wzburzony mężczyzna.
Takich sytuacji jest każdego dnia coraz więcej. Trudno znaleźć na to receptę. Może po prostu nie dajmy się zwariować, myślmy nie tylko o sobie, ale też o innych, bo wszyscy w tych trudnych czasach tego potrzebujemy.
B. Walas, fot. ilustracyjne
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie