Reklama

Armagedon tuż, tuż

Gazeta CWA
08/01/2016 12:28

Czy nasze okolice mogły zostać atomowym pustkowiem? Według planu Amerykanów z 1959 roku, na teren obecnego Kujawsko-Pomorskiego spaść miały aż cztery bomby

Rok 1959 był bardzo burzliwy. W sąsiedztwie Stanów Zjednoczonych, na Kubie, komunista Fidel Castro obalił lojalnego wobec Amerykanów dyktatora Fulgentio Batistę. W supermocarstwach władzę sprawowali weterani II wojny światowej – w USA prezydentem był Dwight Eisenhower, a w ZSRR Nikita Chruszczow. Obie strony przygotowywały się do decydującego starcia. W tym czasie przewaga wciąż pozostawała po stronie Amerykanów, chociaż towarzysze z Moskwy szybko nadrabiali straty. Wyprzedzali rywali w walce o podbój kosmosu.  Amerykanie przez wiele lat dopracowywali swój plan niszczenia Związku Radzieckiego. Jeszcze przed wynalezieniem bomby jądrowej w 1940 roku w podręczniku majora Muira Fairchilda dla sztabu armii USA pisano, że „atak na podstawy ekonomiczne kraju musi niszczyć morale mieszkańców poprzez śmierć dla nich samych lub ich bliskich, tak, aby odechciało im się walczyć i byli skłonni zaakceptować bezwarunkowe poddanie się”. Plany wcielono życie podczas bombardowania miast III Rzeszy, ale jak wiemy naloty dywanowe na Hamburg, Berlin czy Drezno nie skłoniły nazistów do poddania się.   Pod koniec lat 50. w Pentagonie powstało studium atomowego ataku lotniczego na blok wschodni. 800-stronicowy dokument zawierał głównie listę celów ataku lotniczego na ZSRR i państwa satelickie, w tym Polskę. Wtedy to właśnie bombowce strategiczne były nośnikami broni atomowej. Rakiety balistyczne wciąż raczkowały i było ich niewiele. Tego, dlaczego Amerykanie chcieli zbombardować m.in. nasz region, dowiedzieliśmy się oficjalnie 22 grudnia 2015 r., kiedy jedna z agencji rządowych odtajniła i opublikowała w internecie prawie pełną treść studium. Było to możliwe, ponieważ od daty zatwierdzenia planów minęło już ponad 60 lat, a zawarta w nich strategia nijak ma się do obecnego stanu rzeczy w militariach.  Co mówi odtajniony dokument? Pierwsza, lotnicza faza ataku USA przewidywała zbombardowanie lotnisk, wyrzutni rakietowych i centrów dowodzenia w Związku Radzieckim oraz u sojuszników – w tym w Polsce. W naszym przypadku celami pierwszego rzędu były bazy w Modlinie i Powidzu.  W pierwszym uderzeniu zniszczone miały być bazy zlokalizowane na terenie obecnej Białorusi (Orsza, Bobrujsk, Baranowicze, Mińsk i Homel). 20 kolejnych celów znajdowało się na Ukrainie, sześć w Rosji, a jeden w  Estonii (lotnisko w Tartu). Lotniska w Polsce miały mniejsze znaczenie. Były jednak brane pod uwagę, bo amerykański wywiad, czyli CIA, stwierdził wcześniej, że to właśnie tam stacjonują Bizony – tak nazywano radzieckie strategiczne samoloty bombowe M4. Te ciekawe maszyny posiadały jedną istotną wadę: mogły dolecieć z bombą atomową do USA, ale nie były w stanie wrócić do Europy z uwagi na zbyt krótki zasięg. W grę wchodziły więc tylko misje samobójcze.   Po pierwszym, nokautującym bombardowaniu miało nastąpić systematyczne i ciągłe niszczenie celów mniejszej wagi. W dokumencie tę część wojny nazwano „ostateczne wybuchy”. Chodziło o zniszczenie infrastruktury w bloku wschodnim – bombardowanie fabryk i dróg.  W Moskwie Amerykanie za cel obrali sobie 180 fabryk, centrów dowodzenia i lotnisk. Zbombardowane miały zostać fabryki produkujące leki, tamy, tory kolejowe i elektrownie, ale także osiedla ludzkie. Liczono się z wielkimi ofiarami, które w raporcie opisano kryptonimem (kategoria 275).  W Polsce planowano zniszczyć szereg miast. W samym Poznaniu Amerykanie wyznaczyli sobie 20 celów do ataku jądrowego. Wielkopolska i jej stolica były kluczem do Europy ze względu na strategiczne położenie w drodze na zachód. Plany niszczenia Poznania i okolicy znajdujemy nie tylko w omawianym dokumencie z 1959 roku, ale także kilku kolejnych. Trzy kolejne cele zlokalizowano w Warce, dwa w Ożarowie, trzy w Piastowie, cztery w Pruszkowie, jeden w Lesznie, osiem w Lublinie. W samej Warszawie wyznaczono kilkadziesiąt celów, w tym ten najbardziej przerażający, oznaczony numerem 275, czyli straty w populacji.  W naszym regionie na celowniku znalazł się Włocławek i trzy cele oznaczone cyframi 52 0169-0015 i 196 0169-0489. Pierwsze dwie lub trzy cyfry służyły do  identyfikacji celu. W przypadku Włocławka numer 52 oznaczał elektrownię. Cel 196 był ogólny:  „Polska”.  W drugiej części listy celów mniej ważnych wymieniono Bydgoszcz i znajdujące się tam centrum dowodzenia oraz garnizon wojskowy. Na liście znalazły się także Grudziądz i Toruń. W naszym regionie Amerykanie chcieli zniszczyć przede wszystkim infrastrukturę oraz mosty na Wiśle. Zarówno przeprawa we Włocławku, jak i te w Toruniu i Grudziądzu dawały Armii Czerwonej i Ludowemu Wojsku Polskiemu możliwość przerzucania wojska do Europy Zachodniej.  Wyobraźmy sobie, że w 1959 roku dochodzi do wojny i Amerykanie realizują swój cel. Jak wyglądałby atak jądrowy na nasz region? Nośnikami bomb jądrowych miały być wielkie bombowce – w tym B-47 Stratojet i nowsze B-52. Rozpiętość skrzydeł tego drugiego wynosiła tyle, co połowa długości boiska piłkarskiego. Mógł lecieć na wysokości 14 km, co czyniło go trudnym do zestrzelenia przez lądowe baterie przeciwlotnicze.  W 1959 Amerykanie dysponowali 376 bombowcami strategicznymi.  Amerykanie byli bardzo cyniczni, jeśli chodzi o efekty bombardowań. W raportach skupiali się na sile uderzenia bomby, a nie na jej skutkach, czyli promieniowaniu termicznym i radioaktywności. Najprawdopodobniej do ataku na cele w Grudziądzu czy Włocławku zostałyby użyte bomby typu Mark VI. Miały bardzo niepozorny wygląd, ważyły niewiele, bo zaledwie kilka ton, ale mogły osiągać moc od 8 do 150 kiloton. Dla porównania moc bomby zrzuconej na Hiroszimę wynosiła 15 kiloton. Zakładamy, że Amerykanie użyliby najpopularniejszej, masowo produkowanej bomby o mocy 8 kiloton.  Dzięki testom przeprowadzonym na bombie Mark VI na atolu Eniwetak na Pacyfiku w 1951 roku możemy dowiedzieć się, jakie byłyby efekty uderzenia. W promieniu ok. 1200 metrów od ground zero, czyli miejsca eksplozji, zniszczeniu uległyby wszystkie konstrukcje oprócz specjalnie zaprojektowanych bunkrów. W promieniu dalszych 3,5 km zniszczenia budynków byłyby bardzo znaczne. Kolejne 3 km to średnie uszkodzenia. W 2004 roku Amerykanie przeprowadzili wirtualny test eksplozji bomby jądrowej skonstruowanej przez terrorystów w Waszyngtonie. Miałaby mieć moc 10 kiloton. Obliczono, że rezultatem eksplozji byłaby śmierć 15 tys. ludzi od razu, dalszych 15 tys. z powodu odniesionych ran oraz 650 tys. napromieniowanych. Dużo zależałoby od pogody panującej w dniu ataku. W przypadku słonecznej, siła rażenia bomby byłaby większa. W pierwszej fazie ataku małe miasteczka jak Lipno, Wąbrzeźno czy Golub przetrwałyby, ale zapewne po fazie lotniczej konfliktu nastąpiłaby druga – wojny konwencjonalnej i tu trudno wyrokować o postępach obu stron.  Z biegiem lat USA i ZSRR wzmacniały arsenały jądrowe, a los Polski stawał się coraz gorszy. W 1980 roku zorganizowano u nas ćwiczenia Układu Warszawskiego pod kryptonimem „Braterstwo broni”. Były one formą sprawdzenia planów ataku bloku wschodniego na NATO. Wojska Polskie miały brać udział w atakach na północną Europę, m.in. zajmować Danię. Preludium do tego miały być bombardowania jądrowe. W ciągu 30 dni Armia Czerwona chciała dotrzeć do Atlantyku we Francji. W Bydgoszczy stacjonowały myśliwce SU 7 zdolne do przenoszenia broni jądrowej, ale tylko na wypadek wojny. W 1979 roku zaakceptowano plan Układu Warszawskiego pod kryptonimem „W siedem dni do rzeki Ren”. On także zakładał gigantyczne bombardowania,  zniszczenie głowicami jądrowymi Wiednia, Monachium, Norymbergi i innych miast. Liczono się oczywiście z odpowiedzią NATO. Ta musiała nastąpić we wschodnich Niemczech i przede wszystkim w Polsce, przez którą przebiegały szlaki komunikacyjne na Zachód. Już w latach 60. na Polskę miały spadać amerykańskie bomby o gigantycznej mocy minimum 300 kiloton. Wybuch zaledwie jednej zdmuchnąłby w kilka sekund centrum Warszawy. Oprócz stolicy bomby, według planu z 1964 roku, miały spaść na Nową Hutę i Kraków.  (pw)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wabrzezno-cwa.pl




Reklama
Wróć do