Reklama

Urodziłam się pod Lwowem [wywiad]

Gazeta CWA
19/10/2022 10:58

Helena Rajca opowiada, że pochodzi z kresów wschodnich, a obecna wojna na tych terenach po prostu boli.

Teraz wąbrzeźnianka, wcześniej mieszkanka Czapel i Uciąża, znana z pogody ducha, chęci niesienia pomocy wszystkim jej potrzebującym odwiedziłaby z przyjemnością miejsce swojego urodzenia. Trwająca wojna w Ukrainie póki co uniemożliwia realizację tych planów.

Czy zechce Pani opowiedzieć o pierwszych latach swojego życia?

– Urodziłam się w 1936 roku w Jazienicy Polskiej. To była wieś na północny wschód od Lwowa. Po drugiej stronie Bugu była Jazienica Ukraińska. Przymiotniki wzięły się od większości narodowej ludzi zamieszkującej skądinąd tę samą wieś, po dwóch stronach rzeki. Jak to bywa w małych miejscowościach, kontakty sąsiedzkie były dobre i wiele małżeństw było mieszanych. Powtarzam te informacje jako zasłyszane, bo byłam wówczas małym dzieckiem. Wiele zmieniło się wraz z wybuchem wojny, ale raczej tylko mentalnie, bo życie trwało nadal w stałym rytmie. Dochodziły różne wieści o losach krewniaków pracujących w różnych zawodach we Lwowie. Brakowało z nimi bieżącego kontaktu, był okazjonalny albo zanikał na stałe. Dopiero rok 1943 stał się tragiczny. Okazało się, że musimy opuścić rodzinne strony i wyjechać na zachód. Wolno było zabrać 2 konie, 2 krowy i podręczny bagaż, a na odpowiednie wagony do transportu trzeba było poczekać kilka dni. Nie było innego wyjścia jak wyruszyć w podróż, bo chętni na dodatkowy areał ziemi palili wszelkie zabudowania i nie tylko to. W wyniku zawieruchy wojennej wszystko się zmieniło, a ja trafiłam jako siedmiolatka wraz z rodzicami na tereny pod Krosnem. Iwonicz Zdrój, Rymanów to były nazwy mi nieobce.

Jak przetrwała Pani kolejne lata wojny?

– Na pewno nie było łatwo. Bieda była okropna. Przywiezione z nami zwierzęta i zapasy w postaci cukru, mąki i soli oraz odrobina przetworów stały się podstawą przetrwania kolejnych tygodni. Mleko od naszych krów służyło wszystkim sąsiadom. Pamiętam pierwsze dni po przyjeździe pod Krosno (miejscowość Wróblik). Nasi gospodarze mieli dorastających synów, ale upieczony chleb z naszej przywiezionej mąki i posmarowany smalcem musiał wystarczyć na długo. Wszyscy dostawali po jednej kromce, a reszta jedzenia była zamykana na kłódkę i sprawiedliwie racjonowana. Były to czasy totalnej biedy.

Co sprawiło, że zamieszkała Pani później daleko od Bieszczad?

– Mieliśmy papiery repatriacyjne. W lutym 1946 roku pojechaliśmy do Książek, w których mieszkała dalsza rodzina, nosząca nazwisko Smacha. Był to miesiąc luty, a mój ojciec usilnie starał się o nadanie gospodarstwa za to swoje, pozostawione pod Lwowem. W kwietniu tegoż roku dostał przydział w Czaplach. I tak zaczęło się powojenne życie na tych terenach.

W roku 1946 miała Pani już 10 lat. Co w tej sytuacji działo się ze szkołą?

– Rodzice dbali cały czas o nauczanie dzieci w domu. Kiedy pojawiła się możliwość nauki w szkole, to dyrektor lokalnej placówki edukacyjnej przeprowadził egzaminy kwalifikujące dzieci do właściwego etapu dalszego kształcenia. Po takim egzaminie trafiłam do trzeciej klasy szkoły powszechnej. W 1947 roku zmarła moja mama na ostre zapalenie płuc, więc sytuacja rodzinna skomplikowała się i to bardzo. We wspólnym gospodarstwie pozostała babcia, ojciec oraz bracia w wieku 7 lat i 6 miesięcy. Pomimo trudnej sytuacji skończyłam podstawówkę i rozpoczęłam naukę w szkole zawodowej, ale pogarszający się stan zdrowia babci wymusił na mnie zajęcie się młodszym rodzeństwem, konieczność prowadzenia domu i pomoc w gospodarstwie.

Była Pani bardzo młodą osobą. Jak dała sobie Pani radę z tak poważnymi obowiązkami?

– Nie było łatwo. 15-hektarowe gospodarstwo wymagało sporo pracy, a do tego dochodziły czyny społeczne, w których udział był obowiązkowy. Pracę wykonywało się na rzecz pobliskich Państwowych Gospodarstw Rolnych. Nie było zmiłuj. Wykopki, sadzenie lasu to najmniej dokuczliwe prace.

Co działo się później?

– 25 grudnia 1957 roku wyszłam za mąż za Edmunda Rajcę i moje nazwisko rodowe Herba zostało zmienione. Ślub był zaplanowany na październik tegoż roku, ale złapałam szalejącą wówczas azjatycką grypę i nic z tego nie wyszło w ustalonym terminie. Dopiero na Boże Narodzenie wyzdrowiałam na tyle, że mogliśmy się pobrać. Moje dzieci to Zbigniew, Jerzy i Lucyna pojawiające się na świecie kolejno w 1959, - 62, i – 67 roku. Doczekałam się ośmioro wnuków. Poznałam wielu dobrych ludzi, z których część traktuję jak rodzinę, tym bardziej że wcześniejsze więzi rodzinne bardzo osłabły. W czasach repatriacji każdy trafiał w inne miejsce. Kontakty listowne, bo tylko takie były możliwości, spowodowały zamieranie więzi rodzinnych. Po długim czasie dowiedziałam się, że większość mojej rodziny trafiła do Wrocławia i Opola, ale reszta jest rozsiana po całej Polsce, między innymi w Gdańsku, Kluczborku i nie wiadomo gdzie jeszcze. Po zakończeniu wojny szukaliśmy się za pośrednictewm Polskiego Czerwonego Krzyża, ale nawet po odzyskaniu kontaktu nie udało się odbudować pierwotnych więzi rodzinnych.

Co jeszcze chciałaby Pani dodać?

– Może tylko tyle, że po ostatnim moim badaniu rezonansowym, lekarz zdziwił się, że poruszam się samodzielnie. Zmiany w kręgosłupie są na tyle duże, że mogłabym mieć już dawno problemy z chodzeniem. Wcale nie jestem zaskoczona, że mój kręgosłup po tylu latach ciężkiej pracy na roli przedstawia się marnie, ale i tak nie powstrzyma mnie to przed aktywnym i samodzielnym życiem. Mam też żal do premier Suchockiej, która w swoim czasie skrzywdziła rolników. Wprowadziła regulację prawną traktującą jednakowo wszystkich gospodarzy rolnych. Czy ktoś miał 15 hektarów gospodarstwa dobrze prosperującego, jak my, i 40 lat pracy, czy tylko cały 1 hektar, kupiony w ostatniej chwili, nie robiło żadnej różnicy. Moja emerytura w latach 90-tych XX wieku wynosiła całe 400 zł miesięcznie. W całym swoim życiu nie byłam rozpieszczana ani przez chwilę. Mimo to uważam, że warto żyć i troszczyć się o innych ludzi.

Życząc zdrowia, dziękuję za rozmowę.

– Dziękuję.

Z Heleną Rajcą rozmawiała B. Walas

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wabrzezno-cwa.pl




Reklama
Wróć do