Reklama

Odeszła Maria Zakrzewska

Gazeta CWA
16/07/2025 09:52

Maria Zakrzewska zmarła 26 czerwca 2025 roku. „Maria, Marysia, Mary, Mama, Żona, Pani Profesor. Różnie do niej mówiono, lecz zawsze z szacunkiem i miłością” – powiedziała mistrzyni ceremonii pogrzebowej w dniu 3 lipca br.

Maria urodziła się w latach pięćdziesiątych w Wąbrzeźnie, w rodzinie powszechnie szanowanego i cenionego lekarza dr. Edmunda Wojnowskiego. Wychowała się w tym pięknym mieście wraz z ośmiorgiem rodzeństwa. Tu uczęszczała do szkoły podstawowej, jak i liceum ogólnokształcącego. Była świetną uczennicą, kochaną siostrą i lubianą koleżanką. Po zdanej maturze wyjechała do Wrocławia, który stał się bliski jej sercu. Tam ukończyła dwuletnią szkołę medyczną, uzyskując w 1976 roku tytuł Technika Fizjoterapii. Powróciła do rodzinnego miasta i podjęła pracę w lokalnym zespole opieki zdrowotnej zlokalizowanym przy ul. Wolności. Jak wielokrotnie wspominała, w tamtych czasach nie miała dużo pracy, gdyż nikt nie wierzył w siłę fizjoterapii. Jeden pacjent dziennie to było maksimum. Nawiązała za to znajomości oraz przyjaźnie, które trwały do dzisiejszego dnia. Od tego momentu zaczęło się jej oficjalne pomaganie potrzebującym.

Później rozpoczęła pracę w Zespole Szkół Zawodowych jako nauczyciel wychowania fizycznego. Była wymagająca, lecz sprawiedliwa i tak też właśnie po latach oceniają ją uczniowie. Zwracała szczególną uwagę na starania ucznia oraz jego zaangażowanie i przygotowanie do zajęć, a nie tylko osiągane wyniki. Było to w tamtych czasach niespotykane, bo przecież nie każdy ma takie same warunki fizyczne, aby osiągać doskonałe wyniki w sporcie.

W 1979 roku wyszła za mąż za Marka Zakrzewskiego. W wyniku tego związku na świecie pojawili się dwaj synowie – Wiktor i Michał. Nie było łatwo w tamtych czasach. Kartki, kolejki, puste półki w sklepach, lecz Marysia zawsze robiła wszystko, aby zapewnić rodzinie to co najważniejsze. Pracowała na dwa etaty, aby zapewnić dzieciom przyszłość. O świcie zaczynała pracę w przyzakładowej przychodni ERG, w gabinecie fizjoterapii. Tam pracowała na pół etatu, aby biegiem udać się do szkoły i prowadzić zajęcia. Popołudniami nie miała czasu na odpoczynek, gdyż pomagała potrzebującym, prowadząc przeróżne zajęcia z zakresu rehabilitacji, terapii manualnej. Prowadziła również przez lata zajęcia z gimnastyki korekcyjnej, dzięki czemu udało się wyprowadzić wiele dzieciaków ze skolioz oraz innych zmian zwyrodnieniowych. Dzięki temu niejeden z tych młodych ludzi uniknął bolesnych operacji kręgosłupa. Jako dorośli mogą bez skrępowania rozebrać się na plaży, nie musząc wstydzić się wcześniejszych deformacji. Doprowadziła również wielu ludzi po udarach, wylewach, zapaleniu opon mózgowych czy wypadkach komunikacyjnych do mniejszej lub większej sprawności, pomimo iż lekarze nie dawali potrzebującym szans na wstanie z łóżka. Była skupiona, cierpliwa, wytrwała i uparta. Dzięki tym cechom tygodniami, nierzadko miesiącami pracowała z pacjentem nad poprawą jego stanu zdrowia. Jednym z takich spektakularnych przypadków był jej kolega z pracy, który zachorował na zapalenie opon mózgowych po ukąszeniu przez kleszcza. Po zakończeniu leczenia pozostał w pozycji leżącej. Nie dawano mu szans na samodzielne poruszanie się. Marysia pracowała z nim kilkanaście miesięcy, poświęcając swój czas, wiedzę i doświadczenie. W efekcie tych działań nie tylko wrócił do pracy, ale również znów prowadził samochód.

W latach dziewięćdziesiątych wraz z mężem Markiem wpadli na pomysł, aby kupić kamerę VHS i dokumentować imprezy rodzinne takie jak śluby, wesela, pierwsze komunie, itp. Przez kilka ładnych lat, każdy niemal weekend zamiast odpocząć, spędzała pracując jako kamerzystka. Mąż Marek zajmował się reżyserią, montowaniem filmów oraz sprzedażą. Nie była to łatwa praca, ale dzięki nim wiele osób do tej pory ma niesamowitą pamiątkę najważniejszych chwil swojego życia. Nie możemy zapominać, że w tamtych czasach poza telewizją mało kto miał możliwość w ten sposób dokumentować rzeczywistość.

Pomimo różnych przeciwności oraz obaw związanych z wiekiem w roku 2000 ukończyła z najwyższymi notami studia magisterskie na Wydziale Wychowania Fizycznego na Uniwersytecie Gdańskim. Pracowała długie lata w Zespole Szkół Zawodowych w Wąbrzeźnie, a także w wąbrzeskim gimnazjum jako nauczyciel wychowania fizycznego.

W swoim czasie przeszła na wcześniejszą emeryturę, tak zwaną nauczycielską. De facto nie zmieniło się dla niej nic. Nadal pracowała, tak jak wcześniej. Miała tylko miano emeryta. Prócz pracy w szkole przez ponad trzydzieści lat prowadziła dwa razy w tygodniu w godzinach wieczornych gimnastykę dla kobiet. Dzięki tym zajęciom wiele osób jest w niezłej kondycji, unikając przy okazji chorób i bólu. Prowadziła również zajęcia na basenie szkolnym. Była to zarówno nauka pływania, jak i zajęcia korekcyjne. Zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci.

Marysia była zawsze w ruchu. Nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Musiała coś robić. Wieczorami nawet siedząc przed telewizorem i oglądając film, musiała coś dziergać. Niesamowicie posługiwała się drutami, wyczarowując swetry z najbardziej nawet wymyślnymi wzorami. Zadziwiające było to, że potrafiła wydziergać sweter z wymyślnym wzorem, patrząc tylko na zdjęcie, nie mając wzoru do dyspozycji. Prawdziwą magią były, a raczej są, frywolitki. Przepiękne serwety, bieżniki, obrusy tworzyła, używając małego, drewnianego czółenka, przy pomocy którego wiązała supełki z kordonka, wyczarowując magiczne wzory. Wykonanie nawet małej serwetki wymagało wielu godzin pracy, cierpliwości oraz zaangażowania, lecz to są naprawdę dzieła sztuki, bardzo rzadko spotykane.

„Marysia. Matka, żona, siostra, babcia, przyjaciółka, koleżanka, sąsiadka, nauczycielka pozostanie na zawsze w naszych sercach i pamięci jako ta najlepsza z nas. Zawsze gotowa pomóc wszystkim, bez względu na koszty. Zawsze wesoła i uśmiechnięta. Pełna życia i zawsze w ruchu. Ta, która motywowała nas do pracy, dawała nadzieję i wnosiła to, co najlepsze do naszego życia” – powiedziała prowadząca uroczystość.

Miała rację, bo setki żałobników mogły się podpisać pod każdym wygłoszonym zdaniem. Niestety, zdecydowana większość uczestników pogrzebowej uroczystości nie mogła usłyszeć słów wygłoszonych w kaplicy na cmentarzu, bo nie działało zewnętrzne nagłośnienie. Dlatego ludzie dzielili się swoimi wspomnieniami o Marii. W spontanicznych wypowiedziach podkreślano Jej chęć pomocy w każdym możliwym zakresie. Wsparcie medyczne było oczywiste, ale wielu skorzystało z pomocy Marii Zakrzewskiej w sensie psychicznym, społecznym i fizycznym. Sporo osób obecnych na cmentarzu poznało się właśnie w mieszkaniu małżeństwa Zakrzewskich. Niektóre z nich bywały traktowane na zasadzie domowników. Najpierw wspólnie z mężem, później tylko Maria prowadziła otwarty i bardzo gościnny dom. Każdy czuł się mile widziany i w pewien sposób „zapuszczał korzenie”. Wyjątkowo serdeczna atmosfera, którą stwarzali gospodarze, powodowała, że chciało tam się wracać i spędzać czas. Na palcach jednej ręki można wyliczyć podobne miejsca, a i tak prymat w tym zakresie przyznano Marii Zakrzewskiej i Jej rodzinie.

Wypowiedzi się powtarzały, bo w uroczystości wzięło udział parę set osób i wszyscy odczuwali podobnie. Wraz ze śmiercią Marii Zakrzewskiej skończyło się coś istotnego, co już nie powróci.

Wyrazy współczucia dla wszystkich bliskich Marii Zakrzewskiej.

B. Walas

Fot. nadesłane

Aktualizacja: 24/07/2025 09:23
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wabrzezno-cwa.pl




Reklama
Wróć do