
Podobno któreś z zasłyszanych chińskich mądrości brzmi: „obyś żył w ciekawych czasach”, a inne przestrzega: „życzenia mogą się spełnić”. Odnosząc się do pierwszego to pokolenie sześćdziesięciolatków nie może narzekać. Od nauki w tzw. socjalizmie poprzez kolejki do sklepów z kartkami żywnościowymi, po „Solidarność”, wolne wybory, gospodarkę rynkową, demokrację i teraz pandemię – to wszystko było udziałem bohaterki wywiadu, dla której muzyka przysłaniała inne realia, w których przyszło jej żyć.
Jako siedmiolatka zgłosiła się po naukę muzyki do nauczycielki gry na pianinie. Krystyna Polachowska, urodzona w Kłodzku, spędziła dzieciństwo i młodość w Wąbrzeźnie. Studia w Toruniu i Bydgoszczy ostatecznie związały jej losy z Wielkopolską. Jako muzyk, aranżer, kierownik zespołu folklorystycznego doczekała się wielu publikacji na temat swojej artystycznej działalności. W związku z pracą wiele czasu spędza na wyjazdach na różnego rodzaju przeglądy, festiwale, koncerty czy warsztaty. Jednak nie stanowi to dla niej problemu, bo prywatnie jest obieżyświatem i podróżowanie do ciekawych miejsc to jej hobby. Kilka lat spędziła w USA, była w Chinach, Meksyku, Izraelu, Jordanii i w prawie wszystkich krajach europejskich.
– Pandemia sparaliżowała światową turystykę. Jak Pani odbiera niemożność realizacji planów wyjazdowych?
– No cóż, z wiekiem zmniejsza się też chęć przemieszczania na duże odległości. Niewygody związane z podróżą stają się bardziej uciążliwe. Dlatego nieszczególnie przejmuję się okresowym przestojem turystycznym. Jednak konieczność pozostawania w domu i to już dobre kilka tygodni ma wpływ na samopoczucie. Zamknięcie w czterech ścianach jest na dłuższą metę stresujące. Do tego dochodzą obawy dotyczące moich podopiecznych z zespołu folklorystycznego. Brak cyklicznych ćwiczeń tanecznych na pewno będzie mieć wpływ na poprawność i technikę wykonania układów choreograficznych. Poza tym członkowie zespołu, zwłaszcza z grup bardziej zżytych, współpracujących ze sobą nawet od 5 lat, informują, że tęsknią za naszymi spotkaniami i brakuje im zajęć wokalno-tanecznych. Z resztą nie tylko im. Instruktorzy też chętnie wrócą do pracy, która wiąże się z kreatywnością i dużą satysfakcją.
– Rzadko się zdarza, żeby małe dziecko, tak jak Pani, w wieku siedmiu lat samodzielnie organizowało sobie muzyczne nauczanie. Skąd wziął się ten imperatyw?
– Pochodzę z muzycznej rodziny. We wczesnym dzieciństwie często byłam świadkiem akordeonowych popisów mojego wujka uzupełnianych grą na saksofonie jego starszego brata. Mama z siostrą potrafiły wszystko zaśpiewać z podziałem na głosy. Gdy na akademii w szkole zobaczyłam starszą koleżankę przy pianinie, wiedziałam, że właśnie to jest moje miejsce. Wybór muzycznego kierunku studiów już wówczas był przesądzony. Całe moje życie związane jest z muzyką. Chyba mogę potwierdzić, że praca związana z osobistymi zainteresowaniami jest dużo lepsza, niż gdy taka korelacja nie zachodzi.
Z Krystyną Polachowską rozmawiała B. Walas, fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie