
18 września w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej im. Witalisa Szlachcikowskiego w Wąbrzeźnie odbyło się spotkanie autorskie z Agnieszką Kosińską, asystentką Czesława Miłosza. Rozmowę z gościem przeprowadził Karol Alichnowicz, wąbrzeski polonista
Agnieszka Kosińska, absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, zdawać by się mogło, że największa szczęściara z towarzystwa polonistycznego: sekretarka noblisty, którego każdy zna przynajmniej z nazwiska, wydała książkę „Miłosz w Krakowie”, poświęconą ostatnim latom współpracy z twórcą wybitnym.
Kosińska tymczasem o pracy z Miłoszem mówi bez emocji, jakby jej pracodawca nie był twórcą totalnym i znanym. Ze spokojem w głosie opowiada wąbrzeźnianom, jak to wcześniej zaproponowano jej posadę asystentki u Wisławy Szymborskiej. Kosińska z pracy zrezygnowała, miała małe dzieci, a ze świeżo upieczoną noblistką musiałaby podróżować po świecie, promując jej twórczy dorobek.
– Byłam narzędziem Czesława Miłosza i obserwowałam go czule – tłumaczy. – Mam ścisłe predyspozycje sekretarki i jestem osobą skrajnie pomocną.
Na spotkaniu musiało paść pytanie o obowiązki asystentki poety. Kosińska cierpliwie wymienia zadania. Porządkowała listy, odpisywała na maile, porozumiewała się z wydawnictwami, dzieliła z Miłoszem codzienność od 1996 roku do roku 2004, kiedy to Miłosz zmarł. Zastanawiała się, jak człowiek, który je to co wszyscy, chodzi tam, gdzie wszyscy i spędza wolny czas tak jak wszyscy, może pisać rzeczy niezwykłe. Miała więc poczucie, że pracuje z osobą wybitną (choć jej ulubionym artystą nie był), dlatego też już w pierwszych dniach pracy zapisywała w notatniku zdarzenia, w których uczestniczyła wspólnie z poetą. W bibliotece mówi o sobie, że była przezroczystym, obcym człowiekiem w obcym domu. Zdawała sobie sprawę, że w takiej pracy zostaje się do końca.
Prawo do prywatności
Z filologicznego punktu widzenia „Miłosz w Krakowie” jest niezwykłym źródłem wiedzy o życiu codziennym starszego już artysty i jego stosunku do poezji, czy też prozy. Ale gdzie są granice prywatności? Kto powinien je stawiać? Czy na wspomnieniach o wybitnych twórcach wolno zarabiać? Agnieszka Kosińska nie uważa, że dokonała zdrady. Swoje wspomnienia spisała dopiero
15 lat po śmieci Miłosza, by upewnić się, że to co robi jest uczciwe.
– Gdy zmarł, miałam 40 lat, a czułam się, jakbym miała 100 – mówi.
Praca nad „Miłoszem w Krakowie” była dla kobiety formą terapii. Przez całe spotkanie wypowiada się o poecie z szacunkiem i oddaniem. Była przy nim zbyt blisko, by napisać jego biografię, miała również dosyć akademickich publikacji na temat twórczości poety. Pragnęła ukazać Miłosza jako człowieka, po przyjacielsku.
W trakcie spotkania z asystentką Miłosza, uczestnicy mieli okazję zobaczyć rękopisy poety. Ci, którzy najnowszej książki Kosińskiej nie czytali, mieli okazję ją zakupić razem z dedykacją autorki.
Tekst i fot.
Aleksandra Góralska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie