Reklama

Molekuły dają czadu!

Gazeta CWA
04/02/2019 10:22

Wąbrzeźnianie Joanna Świętoń-Urbańska, Marcin Veith, Mariusz Leśniewicz i Michał Markowski od niecałych dwóch lat tworzą rockową grupę Molekuły. Muzykom udało się już zebrać pokaźne grono odbiorców ich twórczości, zagrali kilka koncertów i wydali swoją pierwszą płytę – koncertowe „Live in Rock’69”, podsumowującą pierwszy okres istnienia zespołu. O ich artystycznej pracy, inspiracjach i marzeniach rozmawiamy w miejscu, gdzie zespół spotyka się na próbach z połową molekularnej załogi: wokalistką Joanną Świętoń-Urbańską i gitarzystą oraz kompozytorem Marcinem Veithem

– Choć pojawiliście się na scenie jako Molekuły niedawno, macie już za sobą spore sukcesy, a wasi fani odbierają was jako dojrzałych muzyków. Co robiliście przed zawiązaniem zespołu?

– Marcin Veith: Opowiem najpierw o naszych dwóch nieobecnych kolegach – Michale Markowskim i Mariuszu Leśniewiczu, który ma największe doświadczenie muzyczne z nas. Na przestrzeni ostatnich 25 lat grał w wielu zespołach i projektach, także poza Wąbrzeźnem (m. in. Point of View, Emoticase, Mocca). Jednym z wąbrzeskich projektów był Cover Shop, w którym w latach 2000-2003 po raz pierwszy mieliśmy okazję wspólnie pracować. Michał natomiast był jednym z członków grającej reagge wąbrzeskiej grupy Z Igły Widły. Jeśli chodzi o mnie, lata świetlne temu współtworzyłem Kolektyv, w którym muzykowałem m. in. wspólnie z moim bratem. Później było wspomniany Cover Shop. Molekuły są dla mnie powrotem do aktywności muzycznej na zupełnie innym, dojrzałym etapie życia. Mam rodzinę, dzieci i w pewnym stopniu ugruntowaną pozycję zawodową. Kilka lat temu na nowo odnalazłem w sobie chęć do realizacji swojej muzycznej pasji w formacie zespołowym. W pierwszym składzie, jeszcze zanim nazwaliśmy się Molekuły, grał z nami na perkusji także Wąbrzeźnianin, Marek Oleś. Później dołączył Michał Markowski, a następnie Asia.
– Joanna Świętoń

-Urbańska: Moja przygoda z muzyką natomiast rozpoczęła się w szkole podstawowej i gimnazjum, gdzie byłam wokalistką w zespole Wojciecha Góralskiego. Wkrótce potem zaczęłam nagrywać filmiki na iSingu [portalu interetowym skupiającym miłośników śpiewania i karaoke – przyp. red.]. Dzięki tej stronie, na której umieszczałam covery znanych piosenek, chłopaki z zespołu usłyszeli jak śpiewam i zostałam częścią Molekuł. Kiedy siedziałam w pracy, całkowicie przypadkowo wyświetliło mi się na Facebooku ogłoszenie napisane przez Marcina i jego kolegów, że grupa z Wąbrzeźna poszukuje osoby śpiewającej. Bez większego namysłu wysłałam chłopakom swoje zgłoszenie. Była to dobra decyzja.

– Jakie zalety ma Asia, że zdecydowaliście się przyjąć ją do zespołu?

– Veith: Bardzo się cieszę, że to pytanie zostało zadane. Z chłopakami pracowaliśmy nad materiałem niecały rok, mając na uwadze, że któregoś dnia dołączy do nas osoba na wokal. Problem polegał jednak na tym, że mieliśmy określone wymagania wobec naszego przyszłego frontmana bądź przyszłej frontmanki i jednocześnie zdawaliśmy sobie sprawę, że są one właściwie nie do spełnienia, szczególnie w tak małym mieście jak Wąbrzeźno. Bardzo chcieliśmy, żeby śpiewała z nami osoba z Wąbrzeźna, ponieważ my wszyscy jesteśmy stąd i tak mała odległość między naszymi miejscami zamieszkania jest jedym z elementów, który ma ogromny wpływ na regularność naszej pracy i jej postępy. Jeśli Molekuły miałyby się składać z osób dojeżdżających, nie zawsze zmotoryzowanych, molekularna praca byłaby bardzo utrudniona. Dla nas wszystkich jako osób pracujących zawodowo, czas jest niezwykle cenny. Dlatego znalezienie osoby, która potrafi śpiewać i mieszka tu, najlepiej jeszcze na podobnym etapie życia jak my, wydawało się nam po prostu niemożliwe. A jednak się udało i to zaskakująco szybko. Asia nie tylko wspaniale śpiewa, ale również układa własne linie melodyczne i pisze teksty. Nie była jedyną kandydatką na miejsce w naszej grupie, ale zdecydowanie na tle innych chętnych osób wyróżniała się swoim talentem. No i była stąd. Mam wrażenie, że Asia na nas czekała, a my na nią. Dość późno wystartowaliśmy jako Molekuły, ale gdybyśmy zebrali się kilka lat wcześniej (co z różnych względów nie było fizycznie możliwe), prawdopodobnie nie mielibyśmy Asi u siebie.

– Jak odbiera was lokalna publiczność?

– Świętoń-Urbańska: Nie usłyszałam jeszcze nigdy złego słowa na temat naszej twórczości. Mieszkańcy Wąbrzeźna darzą nas sympatią, z ich stron padają pozytywne, motywujące komentarze.

– Veith: W Wąbrzeźnie wystąpiliśmy w ciągu ostatnich 8 miesięcy roku aż trzy razy i mam wrażenie, że lokalna publiczność na razie się nam przygląda, przysłuchuje i nas poznaje. Jestem ogromnym fanem muzyki i wiem, że publika najlepiej odbiera zespół na koncertach wówczas, gdy zna materiał muzyczny. Początkowo nasze piosenki nie były dostępne, teraz jednak można nas posłuchać zarówno na naszym profilu na Facebooku jak i na naszym kanale na YouTube, no a przede wszystkim można już zaopatrzyć się w naszą płytę, do czego zresztą zachęcam. Jeśli chodzi o publiczność to wiemy, że najbardziej wymagający fani zawsze są tam, skąd pochodzi dana grupa. Stresujemy się więc bardziej, gdy gramy u siebie, bo traktujemy wąbrzeskie występy jako szczególnie ważne, a lokalną publiczność jako najważniejszą.

– Mając już za sobą pierwsze sceniczne doświadczenia zapewne wiecie już, co zmienilibyście na polskim rynku muzycznym.

– Veith: Osobiście jestem negatywnie zaskoczony możliwościami pokazania się w różnych miejscach. Klubów, w których zespół rockowy może zagrać, nie jest zbyt wiele. Zespołów chcących grać za to całe mnóstwo. I to właśnie najchętniej bym zmienił – więcej klubów, więcej otwartości na nowe zespoły, nie tylko na znane (i często już zgrane) nazwy i nazwiska, które zapełnią salę. Poza tym czasy mamy takie, w których rockowej muzyki na żywo nie słucha się dziś też tak często jak piętnaście czy dwadzieścia lat temu. Dużą siłę ma współcześnie internet, a profesjonalni artyści, także zachodni, wolą często publikować teledyski na YouTube, niż angażować się w trasę koncertową, która jest nieporównywalnie większym przedsięwzięciem i obarczona jest dużym ryzykiem finansowym. Tak więc my również udostępniamy naszą twórczość w internecie, zwłaszcza, że mamy Asię, która najlepiej z nas odnajduje się w mediach społecznościowych.

– Świętoń-Urbańska: Zdecydowanie chcielibyśmy, by w Polsce było więcej miejsc otwartych na granie na żywo takiej muzyki jaką jest nasza. Wówczas młode zespoły mogłyby szybciej wyrobić sobie markę i zapełnić kluby na koncertach.

– Który z waszych koncertów zapadł wam najmilej w pamięci?

– Świętoń-Urbańska: Mnie się najbardziej podobało latem w Chełmży w klubie Cuma.

– Veith: Mnie też. To młody klub z zaangażowanym i otwartym właścicielem, który chętnie zaprasza do siebie także młode zespoły. Świetne warunki na scenie, zaangażowana obsługa. Naprawdę super. Przełomowy był natomiast dla nas koncert w Płocku w klubie Rock’69, w którym nagraliśmy naszą płytę.

– Czego słuchacie, czym się inspirujecie?

– Veith: Ja słucham bardzo różnej muzyki, przede wszystkim gitarowej, rockowej i progresywnej, także z elementami heavy metalu. Lubie klasycznego hard rocka, niektóre odmiany jazzu, a nawet country. Ostatnio zafascynowany jestem amerykańskim sekstetem Periphery. Potężne, ciężkie i bardzo nowoczesne granie. Ale z ogromną przyjemnością słucham też ostatniej countrowej płyty Dona Henleya, którego niektórzy może kojarzą jako z grupy The Eagles. Słuchałbym zapewne też electro-popu, gdybym na niego trafił, bo nie chcę się w tych kwestiach ograniczać.

– Świętoń-Urbańska: I ja nie ograniczam się do jednego gatunku, ale szczególnie bliskie są mi utwory Ireny Jarockiej i Grażyny Łobaszewskiej, ponieważ często je coverowałam. Słucham też dużo polskiego rocka i wokalistek Kory, Agnieszki Chylińskiej czy Beaty Kozidrak. Od kiedy śpiewam w Molekułach, Marcin podrzuca mi co jakiś czas rockowe kawałki, przy których zresztą dobrze mi się biega.

– Dużo pieniędzy wydajecie rocznie na swoją pasję?

– Świętoń-Urbańska: Nawet nie zastanawiam się nad tym jakie ponoszę koszty dojazdów na koncerty i ile wydaję na sprzęt. W tym roku musiałam się zaopatrzyć w dwa monitory odsłuchowe, mikser i mikrofon. Staram się również wspierać innych artystów, więc ostatnio zaczęłam kupować płyty.

– Veith: Więcej wydaję na bilety na koncerty niż na płyty, a jeśli już kupuję płytę, to ostatnio zwykle w formie wirtualnej poprzez iTunes. Z reguły jeżdżę na koncerty artystów zagranicznych, których najwyżej cenię. To nie tylko okazja to niezwykłego przeżycia, ale też do podpatrzenia tego i owego. Jeśli chodzi o sprzęt, nie chcę nawet myśleć o tym, ile rzeczy już kupiłem i wymieniłem, by Molekuły mogły sprawnie funkcjonować.

– Jaki koncert innego artysty utkwił Wam w pamięci?

– Veith: Ostatnio zachwyciło mnie fantastyczne show King Crimson w Poznaniu. Ośmioosobowy skład, trzy zestawy perkusyjne, majestatyczna muzyka. Wspaniałe przeżycie. Zawsze też będę pamiętał mój pierwszy w życiu duży koncert, a był to Deep Purple w 1991, także w Poznaniu. To wtedy złapałem tego koncertowego bakcyla, powalony dźwiękiem, muzyką, światłami i laserami.

– Co chcecie przekazać słuchaczom poprzez waszą twórczość?

– Świętoń-Urbańska: Treści tekstów wypływają z nas raczej intuicyjnie, nie mamy założonego programu o czym i dla kogo będziemy śpiewać.

– Veith: Faktycznie teksty dotyczą bardzo różnej tematyki. Np. nasz kandydat na przebój, nucony z tego co wiem przez niektóre Wąbrzeźnianki, „Silniejsze niż miłość” to piosenka mówiąca o konfrontacji marzeń z dorosłością. Inny utwór „Tak czy nie” opowiada o miłosnych rozterkach. Wspólnym mianownikiem tekstów naszych piosenek jest nasz polski język, który jest zresztą niezwykle melodyjny. Od początku założyliśmy, że śpiewać chcemy wyłącznie po polsku, bo uważamy, że przekaz w naszym rodzimym języku zdecydowanie mocniej trafia do publiczności.

– Jak wspominacie pracę nad teledyskiem do piosenki „Tak czy nie”?

– Świętoń-Urbańska: Na udającej pustynię piaskowni w Jaworzu było mi bardzo gorąco, zwłaszcza, że miałam na sobie skórzane spodnie i glany.

– Veith: Teledysk powstał według mojego pomysłu, a jego realizatorem był Zbyszek Ronowski. Inspirowałem się klipami amerykańskich zespołów, które wykorzystują takie otwarte przestrzenie jako doskonałe tło dla swoich klipów. Wcześniej myśleliśmy o nakręceniu tego teledysku w ruinach wąbrzeskiej proszkowni. Jednak ze względu na problemy z legalnym wstępem na jej teren, a także na nasze obawy o bezpieczeństwo, gdyby doszło do realizacji (budynek się rozpada) zarzuciliśmy ten pomysł.

– Jakie muzyczne plany macie na najbliższą przyszłość?

– Veith: Planujemy już w marcu br. zarejestrować dwie nowe piosenki w studio. Niewykluczone, że powstaną do nich teledyski. Poza tym planujemy w nieco dalszej przyszłości nagrać płytę studyjną w profesjonalnym studiu. To nasze marzenie, nad którego spełnieniem chcemy mocno popracować. Chcielibyśmy także w tym roku możliwie jak najwięcej koncertować. Jesteśmy otwarci na propozycje występów w kubach, domach kultury i na plenerach w sezonie wiosenno-letnim. O koncertach będziemy informować na bieżąco swoich fanów na naszej stronie facebookowej.

– Dziękuję za rozmowę!

– Dziękujemy.
 

Tekst (og), fot. nadesłane

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo wabrzezno-cwa.pl




Reklama
Wróć do