
Pod koniec lipca składam wizytę domową panu Kazimierzowi Lewalskiemu. Wcześniej sporo wysiłku wkładam w namówienie go na udzielenie wywiadu. Zadaję sobie ten trud, by na przykładzie pana Kazimierza udowodnić, że wykluczenie cyfrowe ze względu na wiek to mit.
Red.: – Jak widać nie rozstaje się Pan z telefonem komórkowym, a przy ulubionym fotelu stoi na ławie laptop. Obok termos i kubek. Czyżby surfowanie po stronach internetowych nie pozwalało oddalić się do kuchni?
Kazimierz Lewalski: – Tak źle to nie jest. Nie czuję się uzależniony od internetu. Woda w termosie jest dla wygody. Ma odpowiednią dla mnie temperaturę, a że zgodnie z poradami zdrowotnymi powinienem wypijać około 2 litrów płynów dziennie, stąd takie rozwiązanie. Poza tym czas spędzany teraz w sieci to nie więcej niż 2, 3 godziny dziennie, a latem częściej korzystam z komórki, bo mogę robić to w dowolnym miejscu, także poza domem.
– Od kiedy zaczęła się Pana przygoda z internetem?
– To długa historia. Zawsze byłem i jestem ciekawy świata, ogólnie to określając. Jednak żeby przezwyciężyć początkowe opory, konieczna jest motywacja. Powiedzenie „potrzeba matką wynalazków” w tym przypadku ma w pewnym sensie potwierdzenie. Niczego nie wynajdowałem, ale nauczyłem się radzić z urządzeniami, które umożliwiły mi kontakt z synem i jego rodziną w USA. Rozmowa telefoniczna to nie to samo, co kontakt z wizją, a było to możliwe przy użyciu skype'a. W ten sposób złapałem bakcyla, by sprawdzić pozostałe funkcje komputera. A że zajmowało to trochę czasu to dochodziło do niewielkich konfliktów z małżonką, która denerwowała się, że nie ma z kim rozmawiać. Drobne utarczki słowne sprawiły, że rodzina żartobliwie martwiła się, że z powodu komputera dojdzie do rozwodu dziadków.
– Wspomniał Pan o swojej żonie. Ile lat trwało wspólne życie małżeńskie?
– Przeżyliśmy razem z Eugenią 68 lat i dane nam było świętować okrągłe rocznice. 65-lecie to uroczystość w kościele i restauracji w gronie rodzinnym. Niewiele zabrakło, bo tylko 2 lata do 70. rocznicy ślubu.
– W tej chwili nie mogę nie zapytać o Pana samopoczucie i stan zdrowia?
– No cóż, jakiś czas temu miałem operację na zaćmę i chociaż mam okulary do czytania to radzę sobie bez nich. Używam tylko tych na słońce. Noszę aparat słuchowy na jedno ucho, ale i bez niego mogę się obejść. Codziennie spędzam dużo czasu na świeżym powietrzu, pokonując tą samą trasą około jednego kilometra przed południem i po obiedzie. Regularnie poddaję się kontroli lekarskiej, niezbędnym badaniom i póki co jest dobrze.
– Wróćmy do Pana hobby. Czy któryś z programów komputerowych sprawił trudność w jego przyswojeniu?
– Raczej nie, chociaż na samym początku denerwowało mnie korzystanie z wyszukiwarek. Przy wielości linków nie od razu znajdowałem to, czego szukałem. Teraz na ekranie komórki mam ikony gazet, które czytam. Na bieżąco śledzę informacje na stronach urzędu naszego miasta, nowe wiadomości i porady w periodykach medycznych, a teraz będę czytać CWA. W mniejszym już niż dawniej zakresie korzystam z portalu społecznościowego Facebook. Mam 298 znajomych na tym portalu, czytam ich wpisy, ale nie chce mi się już tego na bieżąco komentować. W zasadzie tylko w okresie przedświątecznym wysyłam okolicznościowe życzenia z jakimś filmikiem, czy fotkami.
– Dodam, że zależy mi na szybkiej funkcjonalności komputera i komórki, więc gdy ktoś z rodziny chciał mnie obdarować kilkuletnim sprzętem to za każdym razem odmawiałem. Dziadek korzysta tylko z najnowszej generacji urządzeń i oprogramowań.
– Wiele osób w Pana wieku narzeka na nudę, brak kontaktu z rodziną, czy innymi ludźmi. Co by im Pan poradził?
– Nuda, a co to jest? Nie znam takiego odczucia. Całe moje życie wypełnione jest obowiązkami i pracą. Przez 15 lat byłem mechanikiem w spółdzielni. Później wraz z małżonką prowadziliśmy gospodarstwo specjalizując się w różnych latach, w hodowli gęsi, kur, trzody chlewnej. Do tego różnorakie uprawy rolne. Czas zawsze szybko uciekał. A teraz wydaje się być jeszcze gorzej. Rodzina się ze mnie śmieje, gdy powtarzam, że tydzień mija niezauważalnie. Zawsze w niedzielę zakładam garnitur na wyjście do kościoła Po powrocie wieszam go z powrotem w szafie. Kiedyś stwierdziłem, że mam wrażenie, iż tylko zakładam i zdejmuję garnitur, a więc chyba nie warto go wkładać do szafy. To moich bliskich nadal bawi.
– Co do relacji z innymi ludźmi to jedno jest absolutnie jasne: żeby ktoś przyszedł z wizytą – wcześniej trzeba go odwiedzić. To rada dla innych seniorów. Nigdy na nic nie jest za późno. Ja sam przygodę z komputerem i komórką rozpocząłem kilkanaście lat temu. Urodziłem się w kwietniu 1921 roku, więc proszę policzyć sobie w jakim byłem wieku. Za 2 lata będę stulatkiem. Większość moich kolegów i znajomych już odeszła, ale są inni, też często interesujący ludzie. Wiek, nawet zaawansowany to nie powód do narzekania i nudy. Zawsze można znaleźć sobie jakieś hobby, które nadaje życiu sens.
– Życząc zdrowia, dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.
Tekst i fot. (B. Walas)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie